Kończę czytać tramwajową* Ginę Mallet. Ostatni rozdział traktuje o rybach. I znalazłam tam cudownie antyekologiczny cytat (nie, żebym miała coś przeciw drzewom i wielorybom, ale ruch Zielonych uważam za mocno zeschizowany - pewnie normalni ludzie to samo mówią o Slow Food).
"Ekolodzy dopytują się, dlaczego krewetek nie hoduje się na lądzie. To mówią ludzie, którym nie zależy na smaku tego, co jedzą. Krewetki z Ekwadoru są tak wyśmienite właśnie dlatego, że hoduje się je w morzu; przeniesione do zamkniętych zbiorników na lądzie, straciłyby swój smak. Nie widzę sensu hodowania krewetek bez smaku. Czasem myślę, że ekolodzy, zamiast zrozumieć, dlaczego ludzie tak bronią prawa do jedzenia smacznej żywności, koncentrują się na szerzeniu w nich poczucia winy, że ich gusta są nie proekologiczne."
To mi nasuwa nową refleksję. Czy Slow Food musi iść na noże z Green Peace?
*tramwajowa książka - lektura czytana w całości lub niemal w całości w tramwaju/autobusie w drodze do i z pracy
Nieproekologicznie
Autor:
Anna Radzikowska
poniedziałek, 6 kwietnia 2009
2 komentarze:
Musi. Bo Slow Food kultywuje tradycję w kuchni, a organizacje proekologiczne tudzież ruch wegetariański uważają większość tradycji za niehumanitarne lub po prostu przestarzałe.
Punkt wspólny znajdują w temacie żywności wysoko przetworzonej i/lub okraszonej chemią.
O, znalazłam punkt na styku. "Sprawa McLibel".
http://en.wikipedia.org/wiki/McLibel_case
Prześlij komentarz