Pod znakiem czekania

W czasie obiadu słucham rozmowy na temat przyrządzania tarty. Po opisie składników i metody wykonania...
- Bo wiecie, najgorsze to jest czekanie. Bo sama praca nie zajmuje długo, ale to czekanie.
- No tak, czekanie jest najgorsze.
- Bo samo robienie to 15 minut zajmuje.
- Wow! Niesamowite!
- No, ale potem trzeba czekać.
- Ale za to jakie jedzenie masz! Takie wykwintne i wyjątkowe. Ale to trzeba talent mieć.
- No co wy... to się łatwo robi, tylko trzeba czekać długo.
Wyszłam.

Kochany, kochany... jak spod ziemi same kasztany

A TO mnie spotkało w sobotę (tyle że nie ominęłam).

W związku z tym bez zbędnej pseudofilozofii przyłączam się do akcji "Odkupmy Kraków".

(Uwaga, teraz będzie obrazoburczo. Miłośników psów oraz osoby o wrażliwych częściach ciała uprasza się o nieczytanie dalej).

A tak w ogóle to "Odpsijmy Kraków". Koty robią to kulturalnie do kuwetki.

Hermetyczne

Dialog Fenny (szalonej wietrzniaczki) i Amoka (elfa z misją):
A: Tak!
F: Nie!
A: Tak!
F: Nie!
A: Tak!
F: To tylko Twoja interpretacja!
A: No moja!

**************

Amok prosi o wybaczenie Khralla (t'Skranga):
- Przepraszam zatem twój ogon, twoje jaja i gniazdo. Znaczy miałem na myśli te jaja, a nie jaja...
- Bo ja normalnie nie posiadam jaj!

**************

Amok ma zaśpiewać piosenkę "Szła wietrzniaczka do laseczka" o namiętnej miłości Fenny do pewnego trolla.
- To jest niedorzeczne, to jakiś absurd. No dobra, śpiewam!

Edżdałn - kalendarium

- Werbenia... ale złaź, pańcia pisze.
- Pańciu, drap!*
- Ale Werbeniu, pańcia musi pisać.
- Pańciu, drap!
- Myszeczko kochana...
- Miau, miau, miau...
Nagle spod biurka rozlega się pełne żalu miauknięcie w odpowiedzi.
- O, cholera! Krytyczny pech na rzucie i przyzwałem Piołuna! - przeraził się Luby.

*W roli Werbeniego Metatrona - Ślubny.

PK na musze

Historyjka z kategorii niedorzecznych. Dla miłośników dowcipu o Bułce.

Na trasie Kraków-Skarżysko Kamienna piękna złota polska. W mustangu Pchła i psychopatyczny kierowca (zwany dalej PK) śpiewają "Ring of fire" oraz "Hit the road Jack" (przy "Ring of fire" w coverowej wersji Acid Drinkers dużo łatwiej być psychopatycznym kierowcą).
- Ciekawe, czemu tu jest ograniczenie do 70km/h? - rzuca retorycznym pytaniem PK (70km/h można równie dobrze zastąpić innymi poustawianymi bez ładu i składu 40km/h oraz 60 km/h).
- "... and it burns, burns, buuurns!" - wydziera się Pchła - O, zabiłeś muchę!
- A znasz skecz o kupie muchy?
- Nie, nie znam.
PK opowiada skecz o kupie muchy, którego puenta prowadziła do wniosku, że gdyby mucha osiągnęła prędkość światła, to jej kupa ważyłaby tyle, co kupa słonia.
- No to już wiesz, dlaczego jest ograniczenie do 70km/h - stwierdza Pchła.

Jedna wielka rodzina

Ponieważ do pałacu w Mysore podeszłyśmy od dupy strony, potrzebowałyśmy przebyć pół obwodu ogrodzenia, aby dostać się do wejścia (obwód - ok. 2 km). Postanowili to oczywiście wykorzystać tuktukerzy (zwani także rikszarzami, choć tuktuk z rikszą ma niewiele wspólnego*) i ścigali nas przez dobre 300 metrów, zanim dotarło do nich, że wolimy iść na nogach**. W pewnym momencie jednak metody perswazji były dość zaskakujące, wliczając w to:
- Siooostrooo!
oraz:
- Wyjdziesz za mnie?!


Tuktuki w Mysore

Przy kasie oczywiście znów spotkała nas dyskryminacja: Indians 17 rupii, foreigners 200 rupii.
- Ale jakiś Hindus właśnie nazwał mnie siostrą! - próbowałam wytargować zniżkę. Urzędas nie dał się przekonać.


Tuktuki w Bangalore - w pełnej okazałości

* tuktuk to takie urządzenie (prawdopodobnie) na beznynę; przez Polaków używane jako synonim rikszy podobnie jak sari był synonimem salwaru (od czego codziennie bolały mnie zęby)
** po galicyjsku, a co?!