Łóżkowa geografia

Kota na parapecie. Czai się na Piołuna. Kot w nogach łózka - czai się na Werbenę. A pomiędzy nimi - my, bezustannie narażeni na ich atak.
- Jesteśmy jak ziemia niczyja - stwierdza Luby.
- Albo jak Alzacja i Lotaryngia. Ja jestem Alzacja, a Ty Lotaryngia - śmieję się.
- Aha. Linia Magikota.

Rodzina Księcia Ciemności

Od jakiegoś czasu TEN filmik inspiruje nas do różnych mniej czy bardziej głupich komentarzy, ewentualnie nawiązywania do niego we wszystkim, co robimy.
Dzisiaj z rana podeszłam do Lubego ubrana już, ale z postawionym wysoko kołnierzem:
- Patrz, jestem księżniczką wampirów!
- Nie, kochanie, jesteś prince of darkness!
- Princess - poprawiam Go, doprowadzając odzienie do porządku.
- Może być princess...
- O, wiem! Stworzę sobie postać, która będzie żoną Arthasa. Ale będzie czad!
- Stwórz sobie postać, która będzie teściową Arthasa - śmieje się Luby.
- Teściową?
- Aha. Mother-in-law. Of darkness.

Do kina czy na film?

- Kochanie, trzeba kupić kotom żwirek. Albo nie, jak będę wracała z pracy, to kupię.
- Przecież nie będziesz sama dźwigać. Umówimy się w Tesco - Luby spojrzał na mnie znacząco - Wiesz... umówimy się. Na cebulaczka.
- Ale na cebulaczka czy do Tesco? - parsknęłam.

*****

Tell me why I don't like Mondays. Mamroczę, jęczę, sapię, ale do pracy trzeba iść.
- Czas podnieść zwłoki - oznajmiłam.
- No i to się nazywa nekromancja! - oznajmił Luby uradowany.

To nie pociąg!

Pytanie dnia: Czy jeśli wyegzorcyzmuję jajko, to zmieni się w święconkę? (to Luby).

Ogólnie 19 sierpnia okazał się być zdecydowanie lepszy do 18 sierpnia. W Sanepidzie Pan Michał poinformował mnie, że w sumie to ich nie obchodzi, jakie będę mieć blaty i sprzęty. Byle blaty się dobrze zmywały, a zmywarka miała atest. A to oznacza, że nie muszę robić cholernie drogiej i mega obleśnej kuchni ze stali nierdzewnej (oczywiście gastronomicznej), a mogę sobie zrobić tańszą i przyjemniejszą w obyciu kuchnię "domową".
W MARRze złożyłam odwołanie zgodnie z podpowiedziami sumienia i dla jego spokoju, przy okazji zapytałam też o pożyczkę. I co się okazało? Że (niewiarygodne!), żebym mogła wziąć pożyczkę na założenie firmy, nie muszę mieć "co najmniej pół roku działalności i wykazać rosnące zyski". Czyli światełko w tunelu nie okazało się lokomotywą.
Poza tym mam kilka nowych pomysłów, ale część z nich jest naprawdę paskudna, więc na razie sza (aczkolwiek nie posunę się do obrabowania banku, czego obawiał się On).

Złe słowa na "m"

- Piołun, ty mendo!
- Też na "m". Jak MARR.
- Nie, kochanie, MARR jest na "k".
- Aha, czyli rozumiem, że żadne z naszych dzieci nie będzie miało na imię Marek?
- Nie.
- I... i nie będziesz robić z owoców marmolady?
- Nie. Będę robić dżem.
- Ha! Sukinkoty!

Wszystko nie tak

No dobrze. A raczej niedobrze. Odrzucono mój biznesplan, a piętą Achillesową okazała się... część opisowa, z której czułam się najmocniejsza (i która de facto zadecydowała o tym, że dostałam się do "piętnastki"). Za to z tabelek i obliczeń dostałam prawie maksymalna ilość punktów. Summa summarum miałam nawet ponad limit wymaganych punktów, ale.. co z tego?
Będę się odwoływać, tylko jeszcze nie wiem, od czego. Teraz jeszcze bardziej nie znoszę MARR-u. Grrr...
Żeby było bardziej wesoło, kilka minut później dowiedziałam się, że oddanie budynku przesunie się na połowę listopada, bo... bo tak.
A na koniec zobaczyłam coś takiego:

Ech... ktoś jeszcze chce mnie dziś czymś dobić?

Edit: A w komentarzu do jakiejś ankiety "W którym fast foodzie jadasz najczęściej" przeczytałam (po ocenzurowaniu): "wiecie czemu te szwaby,angole itd są grubi,bo u nich się więcej zarabia i częściej stać ich na takie żarcie !!!"
Ja po prostu nie wiem, gdzie żyję, nie wiem...

Brzuszek

Mój brzuszek cierpi. Nie wiem, kto wymyślił, że za stres odpowiedzialna jest głowa czy serce? Nerwy rodzą się w brzuchu i tam sobie konsumują resztki mojego psychicznego zdrowia.
O 10.13 koleżanka zadzwoniła do MARR-u i powiedzieli jej, że "serwer im się zepsuł". Aha, srały muchy, będzie wiosna. Nie wierzę ani trochę. "Jak do 1-1,5 godziny się nie naprawi, to będziemy wysyłać wyniki." To fajnie, ale już jest 11.36 i jakoś maila nie widać, może poza tymi od znajomych z grupy. Wszyscy od wczoraj w...pienieni strasznie, wymieniliśmy już 49 maili. Czekania ciąg dalszy.

Od rana idioci

Reklama pewnej firmy dystrybuującej kawę:
"Czy wiesz, jak robi się cappuccino? Nie? Najpierw trzeba przygotować espresso. Bo nawet mistrz nie zrobi cappuccino bez dobrej kawy." Ciąg absurdalnych zdań. WTF w ogóle?
A wyników dalej nie ma. Mój poziom nietolerancji dla kretynizmu jest wprostproporcjonalny do poziomu złości i zdenerwowania.
"Prosimy o regularne sprawdzanie strony internetowej projektu oraz swojej skrzynki mailowej." Mam wrażenie, że te oceny nigdy się tam nie pojawią.

UE z Katarem

Pisałam, że na 90% wyniki będą 17 sierpnia? Myliłam się. Będą albo dziś w nocy, albo jutro rano. Bez komentarza (zjadliwego bądź wulgarnego).
Do rana rząd czeka na wpłatę pieniędzy przez katarskiego inwestora na rzecz stoczni.
- Ty! Może zakupem stoczni zajmuje się MARR? - oświeciło Lubego - I teraz czekają na te pieniądze z Kataru, żeby wam wypłacić!

Drobna różnica

- Kochanie - pytam ładnie - a skoczysz do sklepu po borówki?
- Parówki?
- Sam jesteś parówka - sapnęłam - Borówki!
- Każdy słyszy to, co chce - odpowiada niewzruszony Luby.

Nor Folk na bis

Wczorajszy koncert Nor Folk był jednym z lepszych, na jakich miałam okazję być. Znowu bez Szymona (oby na zawsze!), chłopaki zgrani jak nigdy dotąd, Axel w szczytowej formie (Co oznacza "szczytowa forma" w przypadku szaleńca?), mnóstwo hałasu (na szczęście było o co) i kapitalne szanty (od lat te same). Na jesieni płyta! Hurra (po dziesięciu latach grania)! Już się nie możemy doczekać. Chłopaki, grajcie nam do końca świata!

Ze słowniczka Lubego

Romantyk - pierwowzór emo.

Pornol rodem ze Śródziemia

4.30 na zegarze, Koty nie dają spać. 5.00 na zegarze, Luby wybiera się na poranne spacery po mieszkaniu. Przez sen dobiegają mnie dziwne odgłosy z serwerowni: "Ooo...ooch...aaaach..."
Czy on z rana niemieckie pornole ogląda?
Gdy do świadomości wreszcie dotarło, co to może być, niemiecką Walkiria okazała się Szeloba, a pojękującym osobnikiem płci męskiej nasz ulubiony, pozbawiony szyi (tzw. szyita tudzież kark) Frodo.
"Władca Pierścieni" pozbawiony wizji może mieć zaskakujące konotacje.

"I don't wanna be a stupid girl"

Nowa piosenka Shakiry. Shakira dyszy (nic nowego) i wyje (też niby nic nowego, ale ona NAPRAWDĘ wyje). Dla odważnych ludzi bez skłonności do zawałów - teledysk.
- I co, znalazłeś? - pytam Lubego z grobową miną, bo miałam resztkę nadziei, że nie znalazł.
- Aha - szczerzy się Luby radośnie.
- O, Boże...
- Kochanie, to jest bardzo WoDziarska piosenka!
- No tak.
- Jak ją słyszysz, to masz ochotę się chlastać.
(W trakcie oglądania tego cuda, Luby nie mógł powstrzymać wiązanki. Najłagodniejsze określenie brzmiało: "Co to jest? Choroba świętego Wita?!").

Pocieszające. Oby nieprawdziwe

Fotka dnia:

Na przełamanie

Wreszcie, po kilku tygodniach oczekiwania (papiery złożyłam 1 lipca), dowiedziałam się, że wyniki mają być ogłoszone między 13 a 17 sierpnia. To już COŚ. Coś, cokolwiek. I tak będę fiksować z nerwów, już współczuję mojemu Ślubnemu, to będzie naprawdę okropne pięć dni. Dlaczego pięć? Bo jestem na 90% pewna, że wyniki będą w poniedziałek wieczorem, ale i tak codziennie po dziesięć razy będę sprawdzać maila.
Z tej okazji postanowiłam wyrwać się z marazmu i napisać notkę na stronie KahvaThei, z którą to notką noszę się chyba od dwóch tygodni. Okazało się, że liczy ona 1227 słów, co wizualnie zajmuje... dużo. Mam nadzieję, że nie wystraszę potencjalnych czytelników, ale z drugiej strony nie bardzo mam inny pomysł? Publikować w odcinkach? (Epizod I, sezon I?)
Zapraszam do lektury. Niedługo historia sera i mleka i może napisze też coś o tej nieszczęsnej wołowinie.

Czekanie

Tak, jak przypuszczałam, najgorsze miesiące nastały. W pracy nuda, w kwestii firmy - oczekiwanie. Tkwię w panicznym bezruchu objawiającym się głównie ściskaniem w dołku, w brzuchu i gdzie tam się jeszcze da, wahaniami nastroju i popadaniem w czarne wizje. MARR mnie nie oszczędza, co rusz przesuwają termin ogłoszenia wyników z oceny biznesplanu - nie wiem, czy nastąpi to w tym tygodniu, czy w przyszłym (oceny miały być już dwa tygodnie temu, zgodnie z zapowiedziami). Nie mobilizuje mnie to do niczego poza sprawdzaniem co pół godziny maila i strony MARRowskiej.
Lubię stres, skłania mnie on do działania. Ale stres tzw. "oczekujący" (jak na wyniki egzaminów na studiach, brrr...) jest deprymujący.
Ech...