Rozmowy kontrolowane

Wczoraj w okolicach 22.00 dzwoni telefon.
- Pani Aniu, profesor Ożóg z tej strony. Sprawdziłem pani projekt i musi pani...
Tu nastąpił ciąg uwag na temat: metody badawczej ("Koniecznie proszę uwzględnić metody źródłoznawcze i filiację kronik!"), tytułu pracy ("Bo jedno słowo jest nie tak"), nomenklatury ("Dla jasności niech pani jednak używa określenia Gall Anonim") itd.
Słuchałam nieco nieprzytomna, ale poprawiłam, jak kazał, bo "Na jutro muszę pani napisać tę opinię".
Luby patrzył na mnie ciężko, bo podejrzewa mnie o ukryty romans z moim promotorem. Głuptas.

Anegdotki made by Balice

Lotnisko w Balicach generuje wiele sytuacji wartych utrwalenia. Większość z nich przynosi do domu Luby, ale dziś usłyszałam dwie od koleżanki w pracy. Może niekoniecznie dotyczą Balic "in personam", ale na pewno spraw okołolotniskowych.

Anegdotka I - w samolocie znanej i lubianej linii lotniczej (załoga anglojęzyczna):
Pasażer: Przepraszam bardzo, gdzie aktualnie jesteśmy?
Stewardessa (z szerokim uśmiechem właściwym stewardessom): W Brukseli, w Niemczech.
Chwila konsternacji.
Steward (szeptem): Bruksela jest w Belgii.
Stewardessa (wciąż się uśmiechając): Tak, w Belgii.

Anegdotka II - w autobusie krakowskiej linii miejskiej:
Pasażer, nie Polak, stoi i oślim wzrokiem wpatruje się w automat sprzedający bilety, zastanawiając się, czy wybrać: "ulgowe gminne", "ulgowe ustawowe", "normalne", "godzinne", "godzinne ulgowe", "rodzinne", "weekendowe" i jeszcze kilka innych. Kiedy w końcu zdecydował się (pewnie drogą losowania), podszedł do kierowcy, by zadać pytanie o trasę:
Pasażer: City center? City center?
Kierowca: Tak, tylko będzie pan musiał podejść kawałeczek.

Pozostawiam do osobistej refleksji.

Kotus

Nie mogłam spać dziś w nocy, a Kota na dodatek dostała kompletnego wścieku, tak że biegała w szale nawet na sam dźwięk swego imienia. Niemniej, gdy wrócił Luby, byłam już w stanie lekkiego otępienia umysłu. Chyba chciałam mu zrelacjonować pokrótce jej wariactwa, ale jak zwykle o tej porze, bredziłam nieco.
Rano Luby mnie pyta:
- Coś Ty w nocy wygadywała? O jakimś krinosie?
- A bo chodziło mi o to, że Kota wyglądała, jakby zaraz miała zmienić formę z lupusa w krinosa - wymamrotałam, nakładając pastę do zębów.
Luby przyjrzał się krytycznie stworkowi, który właśnie z zawzięciem gryzł sznureczek od mojej tiulowej haleczki.
- Ta. Lupusa. Chyba raczej kotusa.

Ciąża domniemana

Kupiłam sobie ogóreczki małosolne i zadowolona zaczęłam zagryzać przed komputerem. Luby spojrzał na mnie z niepokojem.
- Kochanie, co Ty jesz?
- Ogórki małosolne - odpowiedziałam z pełnymi ustami.
- A masz może ochotę na lody?
- Hmm... w sumie są w zamrażarce... - zaczęłam rozważać moje popołudniowe menu.
- Kochanie, chcesz mi o czymś powiedzieć? - Luby zaniepokoił się nie na żarty.
***********
Luby sięgnął łapką, złapał ogórka i pożarł.
- Nie lubię ogórków małosolnych - stwierdził, wycierając palce.
- To czego mi zabierasz!? - obruszyłam się, że mnie pozbawia obiadu.
- Bo chciałem się przekonać, że naprawdę ich nie lubię - mruknął i sięgnął po następnego.
- To czemu jesz, skoro nie lubisz?! - wkurzyłam się nie na żarty.
- Bo te są całkiem dobre.

Nie tą stroną

Kota wskoczyła na oparcie mojego fotela. Luby ją czule drapał, a ja przyłożyłam ucho do jej brzuszka.
- Ooo...jak mruczy...aż ucho boli - rozczulam się - Tylko dlaczego tą stroną? Myślałam, że ona mruczy gardziołkiem a nie dupą?
- Pewnie właśnie pierdzi - stwierdził Luby z cwaną miną.

Ad vocem

Do poniższego.
Fikus chyba po prostu zostanie "Benjaminem", bo minęły dwa dni, a nie padło żadne inne imię. Ani specjalnie, ani spontanicznie.
A, i dowiedziałam się, że powoduje przeczyszczenie.
Smacznego, Werbenko. A ja będę sprzątać.

Fikus czy fiskus?

Dostałam wczoraj fikusa benjamina, bardzo ładne drzewko w doniczce, z którym paradowałam przez miasto i w środkach komunikacji miejskiej. Po drodze zawarłam znajomość z jedną panią w średnim wieku i jedną panią w wieku podeszłym i wywołałam poruszenie na poczcie. Przy dźwiękach soundtracku z "Amelii" dotarłam do mieszkania, postawiłam roślinkę na pralce w łazience i zamknęłam drzwi na głucho. Przez pół nocy zastanawiałam się, gdzie postawić fikusa, by go Kota nie dopadła, nie obgryzła i się nie struła. Wydaje mi się, że najlepszym miejscem jest parapet za oknem, ale jest dość zimno.
Z bólem serca umieściłam donicę na półeczce nad łóżkiem. Werbena już tam była...
Luby zmierzył ją Wszystko-Wiedzącym-Spojrzeniem, potem mnie spojrzeniem: "O, Boże, kobieto..." i stwierdził:
- Kochanie, samobójstwo można popełnić na wiele sposobów. Ciekawe, kiedy mi donica wyląduje na donicy.

Roślinka nie ma jeszcze imienia, na razie jest nazywana "Fikusem" albo "Moim kwiatuskiem" (pamiętam, że w środku nocy, gdy Luby wrócił z pracy, jęknęłam pełnym żałości głosem: "Nie daj jej zjeść mojego kwiatkaaa...").

Jak podac kotu tabletkę

Jeszcze coś wygrzebane z sieci a propos słodkich futrzaków. Kto nie ma kota i tak nie uwierzy:


1. Złap kota i trzymaj go mocno. Ułóż go sobie na kolanach, głowa kota na Twoim ramieniu, jakbyś karmił niemowlę z butelki. Pewnym głosem powiedz: "Dobry kotek".
2. Wrzuć kotu tabletkę do pyszczka.
3. Zdejmij kota z żyrandola, a pigułkę spod kanapy.
4. Powtórz instrukcje z punktu 1., tym razem przytrzymując przednie łapki kota lewą ręką, a tylne prawym ramieniem. Wciśnij kotu tabletkę do pyszczka używając prawego palca wskazującego.
5. Wyciągnij kota spod łóżka. Otwórz opakowanie i weź nową tabletkę. (Oprzyj się pokusie wzięcia nowego kota).
6. Ponownie powtórz instrukcje z punktu 1., z taką zmianą, że gdy już uda Ci się umieszczenie kota w pozycji niemowlęcej, usiądź na brzegu krzesła, pochyl się nisko nad kotem i używając prawej ręki otwórz kotu pyszczek podnosząc górną szczękę kciukiem i palcem wskazującym.
7. Szybko wrzuć tabletkę. Ponieważ Twoja głowa znajduje się na kolanach, nie będziesz widział, co robisz. W sumie nie ma różnicy.
8. Pozostaw kota wiszącego na zasłonach. Pozostaw tabletkę w swoich włosach.
9. Jeśli jesteś kobietą, porządnie się wypłacz. Jeśli jesteś mężczyzną, porządnie się wypłacz.
10. Teraz się opanuj. W końcu kto tu rządzi? Zlokalizuj kota i tabletkę. Przyjmując pozycję z punktu 1., powiedz zdecydowanym głosem: "W końcu kto tu rządzi?" Otwórz kotu pyszczek, weź tabletkę i... ups!
11. Nie działa, prawda? Usiądź i pomyśl. Aha! Wszystko przez te pazury!
12. Wyjmij nową tabletkę z buteleczki. Obślinioną wyrzuć.
13. Złap kota, idź z nim do łazienki, zamknij drzwi, przygotuj duży ręcznik.
14. Usiądź na podłodze i owiń kota ręcznikiem tak, żeby wystawała tylko głowa. Włóż kotu tabletkę do pyszczka. Oderwij pazury tylnych łap kota od twojego ramienia.
15. Zdejmij kota z kabiny (nie wiedziałaś, że kot potrafi z miejsca skakać na wysokość 2 metrów, prawda?), owiń wokół niego ręcznik nieco mocniej, tak, aby łapki na pewno się nie wydostały.
16. Mocno trzymając pyszczek kota palcami, postaraj się go otworzyć i wrzucić tabletkę do środka. Szybko zamknij pyszczek (kota, nie swój).
17. Zostań na podłodze z zawiniętym w ręcznik kotem. Głaszcz go i przemawiaj czule przez co najmniej pół godziny - w tym czasie tabletka powinna się rozpuścić.
18. Rozwiń ręcznik i wypuść kota. Otwórz drzwi łazienki.
19. Przemyj swoje rany ciepłą wodą z mydłem, spróbuj zatamować krew, zabandażuj rany, uczesz się i znajdź sobie jakieś spokojne zajęcie na najbliższe osiem godzin. Następnie powtórz wszystko od początku.

Muflon

Kota dziś zwiedzała parapet. Po raz pierwszy pozwoliliśmy jej wyjść na dłużej, ale co za dużo, to niezdrowo, więc w końcu postanowiliśmy zagonić ją z powrotem.
- Werbenka...kiciuniu...- nawołuję ja.
- Muflonie! - nawołuje Luby.
- Mów do niej ładnie i z czułością - ofuknęłam Go.
- Słodki muflonie! - poprawił się natychmiast.

Kocie przykazania

Ja nie wiem, kto ją tego uczył:

1. Uczyń świat miejscem zabawy.

2. Jeżeli czujesz się ignorowany, połóż się na klawiaturze komputera, a na pewno zostaniesz dostrzeżony.

3. Kiedy jesteś głodny, miaucz głośno. W końcu ktoś cię nakarmi, żebyś się zamknął.

4. Zawsze szukaj dobrze nasłonecznionych miejsc do spania.

5. Śpij często.

6. Kiedy nabroisz - po prostu mrucz i wyglądaj słodko.

7. Różnorodność dodaje życiu pikanterii. Jednego dnia ignoruj ludzi, następnego nie dawaj im spokoju.

8. Wspinaj się na samą górę. Do tego właśnie służą zasłony.

9. Ciekawość to pierwszy stopień do... świetnej zabawy.

10. Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.

11. Zostaw po sobie jakiś ślad dla przyszłych pokoleń. W ostateczności "podlej" wszystkie kąty.

12. Zawsze okazuj swoją wielkoduszność. Jeżeli coś upolujesz, połóż to na łóżku swojej pani, żeby wiedziała, że o nią dbasz.

13. Jeżeli nie wcelujesz do kuwety, przykryj czymś swoje "dzieło". Skarpetki twojego pana nadają się do tego doskonale.

14. Jeżeli masz coś naprawdę ważnego do powiedzenia, zrób to w środku nocy - kiedy upewnisz się, ze wszyscy śpią. To najlepszy sposób, aby skupić na sobie zasłużoną uwagę.

Arsene Lupin. Tylko lepszy

Dziecięciem będąc, oglądałam serial o Arsenie Lupin i pamiętam, że byłam dziecięco zakochana. Jakiś czas temu obejrzałam film pełnometrażowy produkcji bodajże francuskiej, ale bardzo mi się nie podobał.
Tkwiąc wciąż w oparach Młotkowo-Siódmomorzowych, gdzie złe stregi splatają losy biednych mieszkańców Vodacce nie mniej skutecznie niż liczne mosty splatają vodacciańskie kanały, zabrałam się za czytanie książki, którą mój Luby wychwalał pod niebiosa. "Kłamstwa Locke'a Lamory" (The Lies of Lock Lamora), pierwszego tomu z serii "Niecni Dżentelmeni" autorstwa bezczelnie utalentowanego (Bóg jednak nie jest sprawiedliwy w rozdzielaniu przydziałów zdolności) Scotta Lyncha (tak, wiem, nazwisko nie brzmi zachęcająco).
Nie będę wiele pisać, książka jest absolutnie cudowna. Płakałam jak bóbr, zaśmiewałam się do łez, byłam dumna, gdy "nasi" bohaterowie wreszcie wygrywali, a zło zostało pokonane (przy pomocy rapierów, Okrutnych Siostrzyczek, wycinania języka i urzynania palców, a nade wszystko sprytu i nieprzeciętnej inteligencji połączonej z miłością do przyjaciół i oddaniem).
Arsene Lupin XXI wieku, uroczy włamywacz w klimatach rodem z Wenecji zaprawionej alchemią i magią, pięknymi i niebezpiecznymi kobietami, całą plejadą wzorcowych okrutników, gdzie jednak nikt nie jest jednoznacznie biały ani czarny.
Polecam każdemu nie tylko na deszczowy letni wieczór (a w łapkach mam już II tom: "Na szkarłatnych morzach"!).

Pan Hilary, wersja light

Pamiętacie ten wierszyk?
"Biega, krzyczy Pan Hilary:
Gdzie są moje okulary?"

Dziś byłam żeńską wersją tego uroczego roztrzepanego mężczyzny, a wszystko (oczywiście!) przez pracę. Prawie wyplułam płuca i pogubiłam buty. A już na pewno zgubiłam rozum gdzieś po drodze. Bowiem, gdy wreszcie udało mi się usiąść i zacząć konsumować obiad złożony z herbaty i bułki, zadzwonił telefon. A ja, rozmawiając przez telefon, zaczęłam histerycznie szukać tegoż: na biurku, w torebce, w szufladach (cały czas tocząc rozmowę). W końcu spanikowana stwierdziłam, że mi go ukradli (panika była tym większa, że dzień wcześniej staruszka w tramwaju zwróciła mi uwagę, że mam otwartą torebkę, co ja zbyłam stwierdzeniem: "Wiem").
Lustra co prawda nie mam, ale konsternacja rozwiała się, gdy wreszcie odłożyłam telefon.

Matko kochana, jak ja nie znoszę takich dni!

Myśl złota, zupełnie nieuczesana

Zastanawiałam się, czy to tu zamieścić, bo właściwie jest to tzw. kwiatek z sesji. Spontaniczna reakcja i jeszcze bardziej spontaniczna refleksja. Moja. Własna.
Mniejsza o sesję, okoliczności są zachowane w mej wiernej pamięci. Oto co powiedziałam:

"Kocham Cię", nie znaczy: "Zgadzam się na wszystko". "Kocham Cię", znaczy: "Możemy o tym porozmawiać".