Reduta szczurona

Szczur zginął. Zabiła go pogoń za dobrobytem. Jak niegdyś nasi praojcowie w czasie polowań na mamuty, tak teraz on - by przeżyć, poświęcił życie. Paradoks Losu? Kpina Fortuny? Jego ostatnią redutą była pułapka na myszy. Uczcijmy go minutą ciszy i dwoma herbatnikami.
Zaznaczam, że ze zgonem szczura nie miałam nic wspólnego.

Szczur

Długo by tłumaczyć. Zaczęło się jakieś trzy lata temu, gdy prof. Sz. został aresztowany pod zarzutem kradzieży starodruków i inkunabułów z jednej z bibliotek klasztornych. Zrobiło mi się nijako, bo bardzo prof. Sz. lubiłam, ceniłam jako wykładowcę i niebanalnego naukowca. Cholernie niebanalnego, jak się okazało.
Jakiś czas później w magazynie w piwnicach Instytutu zagnieździł się szczur, gryzoń, żeby nie było wątpliwości. Gdy dowiedział się o tym mój promotor, pobiegł do pań sprzątających z paniką niemalże: "Szczur, szczur! Szczur w Instytucie! Trzeba ratować książki!". Po niedawnej aferze z profesorem Sz. panie sprzątające dość sceptycznie podeszły do tego apelu.
A wczoraj dowiedziałam się od Pani Marylki (instytutowej Burdelmamy, jak nazywa ją mój ulubiony cynik), że "ktoś zjadł jej herbatniki!". Po południu udało się zidentyfikować winnego. Mamy nowego szczura. Na razie (stan na dzień 26 sierpnia a.D. 2008, godziny poranne) ustaliliśmy, że "jeszcze nie zjada dokumentacji", ale obława trwa. Zostałam wyznaczona do humanitarnego pozbycia się gryzonia, kiedy zostanie schwytany.
Proszę nie pytać, czy ja pracuję w poważnej instytucji państwowej.

Głowa

Dzwonek telefonu za uchem o 6 rano. Mama. Mecz Polska-Rosja w siatkówkę i mam oglądać. Wrr... niech będzie. Zwlokłam się z łóżka, znalazłam pilota i postąpiłam zgodnie z poleceniem rodzicielki. Opuśćmy zasłonę milczenia na pierwszy set.

W drugim nasi wreszcie zabrali się za grę. Semen Połtawski (który nota bene wygląda jak Kozak, tylko mu osełedec zafundować i hajdawery)został zablokowany.
Komentator: No, panowie, jeszcze kilka takich piłek i wybijemy Połtawskiemu siatkówkę z głowy.
To się nazywa gra fair play.

Kilka akcji dalej. Wlazły serwuje z prędkością 114 km/h na Połtawskiego.
Luby: No i dlaczego nie trafił go w głowę?
Ja: Racja, wtedy na pewno byśmy mu siatkówkę z głowy wybili.

Made in China

Olimpiady ciąg dalszy. I pierwsze medale. Wreszcie.
Niedziela pod znakiem wioślarstwa.

Opowiastka 1:
Wyścig czwórek lekkich, wygrali Duńczycy, Polacy na drugim miejscu. Tuż za linią mety jeden z wioślarzy wpadł do wody.
Komentator: Ratownik czeka. Jeszcze nie wie, czy zawodnik sie topi, czy po prostu cieszy.

Opowiastka 2:
Wyścig czwórek bez sternika, wygrali Polacy, ceremonia dekoracji.
Wszyscy uradowani, ja wzruszona. Patrzymy, jak jeden z Polaków odbiera medal, a potem ogląda go z wyjątkowym zainteresowaniem z obu stron i pokazuje koledze.
Ja: Hmm... co on robi?
Luby: Pewnie mówi: "Patrz, made in China".

Opowiastka 3:
Wyścig na 200 m motylkiem. Prowadzi oczywiście Phelps, na drugim miejscu Laslo Cseh.
Babiarz: Phelps, Phelps! A na drugim miejscu Cseh! Niech państwa nie zmyli, że mówię "czech", bo tak naprawdę to Węgier, tylko...noo...nazywa się Cseh!

Komentarze niepoprawne

Oglądałam relacje olimpijskie z meczu siatkarek i tenisistów. Dialog komentatorów i gości:
Kurzajewski: To co, Panowie, doszukujemy się podobieństw między siatkówką a tenisem?
Gość I (trener Niemczyk): Hmm...
Gość II (nie znam): No mamy siatkę i piłkę...
Kurzajewski (bez przekonania): No tak.
Niemczyk: A wiecie, co bracia Kaczyńscy robią na korcie tenisowym?
Kurzajewski (niepokój w głosie): Ale tak w telewizji? Czy to wypada?
Niemczyk (z niewzruszoną mina godną Tommy Lee Jonesa vel Johna Wayne'a): Grają w siatkówkę.

"Centralne" przygody

Wczoraj późnym wieczorem dostaliśmy sms-a od Niego, który leci do Portugalii.
"Central Wings sucks. Mieliśmy wylecieć o 19.55, do 21.30 mówili o opóźnieniach. Teraz już wiemy, że lot będzie jutro o 6. I nadal nie mamy bagaży. Hard core."
Komentarz Lubego: "A tyle razy ostrzegałem..."
Dziś rano: "Mamy szczęście. Pomijając opóźnienie (15 minut temu mieliśmy odlecieć, a nie skończono jeszcze odprawy), to właśnie zarządzono... ewakuację budynku."
Patrzę na Lubego:
- Co mu odpisałeś?
- Że ostrzegałem, nie lataj Centralem. I napisałem mu motto linii: "Na czas, na miejsce, na niby."
- Teraz mają nowe motto: "Radość życia, radość spadania" (właściwa wersja brzmi: "Radość życia, radość latania").
- Nie, no może nie będę mu tego pisał przed lotem.
- Masz rację, to po.

Kciuk na kaca

Spotkaliśmy się w niedzielę z naszymi przyjaciółmi, z których jeden właśnie wrócił z długich wojaży po Ameryce Południowej. Oczywiście takie powroty owocują posiadówkami przy piwie i inszych napitkach do białego rana, a pobudka często gwałtownym pragnieniem i bólem głowy.
- I wiecie...budzę się i czuję...kur...jak mnie głowa boli. Myślę sobie - pięknie, tylko tego brakowało... otworzyłem oczy i widzę, że spałem z kciukiem wbitym w czoło. Odsunąłem go od głowy - ból minął jak...jak ręką odjął.

Motylek

Opowiadałam Lubemu, jak do mieszkania wpadł motylek i jak próbowałam go wygonić, a Kota zjeść.
- W końcu zniknął. Nie wiem, co się z nim stało.
- Kota go zjadła - skonstatował Luby, przyglądają się Werbenie ukrytej na Benjaminem i polującej na nas.
- Nie! Pewnie wyleciał!
- Nie, zjadła go. Patrz na jej minę. Wygląda, jakby zjadła motyla.
Wydawało się, że temat się wyczerpał, ale dziś z rana Luby dorwał Kotę i zaczął ja tarmosić.
- Co tam masz? Dawaj, co tam znowu jesz? - wyciągnął jej coś z pyszczka i strząsnął z dłoni z obrzydzeniem - Blee...ohyda, jakaś ćma, czy coś.
Spojrzałam na truchło.
- Aha, to ten motyl z wczoraj.
- Schowała go sobie na później - mruknął Luby z nadal niewyraźną miną.

Morgan

W radiu padła wiadomość dnia: Morgan Freeman się rozwodzi! Jak poinformowała nas dziennikarka, aktor, obecnie 78-letni, znalazł sobie 32-letnią dziewczynę i dla niej postanowił zostawić dotychczasową żonę. Oczywiście wywołało to zgryźliwe komentarze moich koleżanek:
- W wieku siedemdziesięciu lat to już by sobie mógł darować...
- Siedemdziesięciu ośmiu!
- To tym bardziej.
- Facetom zawsze palma odbija. Prędzej czy później.
- Dlatego codziennie sobie to powtarzam, żeby uniknąć rozczarowań.
- Ale trzydziestkę?
- A czemu nie? Baba potrzebuje bankomatu.
- A facet? Poogląda sobie, podotyka...no bo co innego może zrobić?

Badania interdyscyplinarne

Prowadzimy z Lubym ożywioną dyskusję na temat świętego Stanisława (jak zwykle zresztą, gdy musimy na mszy wysłuchać litanii o "przenajświętszym bezbożnie zamordowanym przez okrutnych siepaczy męczenniku"). Doszliśmy do wniosku, że Kościół chyba nie zapoznał się z najnowszymi badaniami Mariana Plezi, potem ja pokrótce przedstawiłam Lubemu moje wnioski dotyczące wizji śmierci biskupa u Galla i Kadłubka, pogadaliśmy o ideologii "zrastających się ciał" (Gniezno miało Wojciecha, więc Kraków chciał mieć Stanisława), a ja na koniec rzuciłam:
- No wiesz, gdyby ci nagle całe wojsko zrejterowało z pola bitwy, bo ich żony puszczały się ze służbą, to też byś się wkurzył.
- Pewnie, że bym się wkurzył. Żony na pal. Na przykład w takim "Warhammerze"... jakby mi moje dwa wypieszczone oddziały marines uciekły, bo ich żony...hmm...oni nie mają żon - zmartwił się Luby.
- Załóżmy więc hipotetyczną sytuację, że mają.
- Więc gdyby moje oddziały zdezerterowały, bo ich żony puszczały się na boku z Eldarami, to bym ich wystrzelał. I żony bym wystrzelał. I Eldarów.
- Nie, wczytałbyś grę.
- Tak. A potem bym wystrzelał.