Hannah Montana

Znowu wstaliśmy wcześnie. Za wcześnie. Cholerne, upiorne Bydlaki, wiecznie głodne. Do tego bolało mnie gardło (nadal boli). Pieprzyć świńską grypę, pewnie znowu przyprowadziłam paciorkowca. Popijając gorącą herbatę (bo tylko ona jest w stanie sprawić, że nie będę bełkotać, próbując powiedzieć słowo), pokazywałam Lubemu ofertę z Makro.
- Patrz, tu sobie zaznaczyłam: oliwa Monini z chili i czosnkiem oraz pesto. Brzmi smakowicie.
- Mhm, do sałatek - mruknął nieprzytomnie nieco Luby, oglądając z uwagą ofertę zabawek - Ech, żebyśmy tylko mieli kasę - westchnął.
- I dzieci - przypomniałam mu dość racjonalnie, jak sądzę.
- A tam, zaraz dzieci, wymagająca się zrobiłaś. Ale, popatrz...! - i zaczął czytać głośno - Zestaw mały organista i... - uśmiech się Mu poszerzył - Gra Hannah Montana!
- Guitar Hero dla ubogich - sarkałam dalej, zgłębiając mnogość ryb wędzonych.
- W zestawie plansza w kształcie gitary, niezwykłe karty i płyta CD z największymi hitami. I... puzzle konturowe! I... pamiętnik? Co to do cholery jest pamiętnik Hannah Montana?
- Hmmm? - uniosłam brwi, uprzejmie podzielając Jego zdziwienie.
- O, ja nie mogę! Innowacyjne połączenie pamiętnika i miękkiej poduszki z możliwością podłączenia do MP3. Poduszkę można zapiąć na zamek i zamknąć na kłódkę! W zestawie zmywalny flamaster, kieszonka do przechowywania zdjęć i notes. A na opakowaniu Hannah Montana z natryskiem (oczywiście chodziło o mikrofon - przyp. mój)! Kochanie - oznajmił poważnie - Muszę to mieć.

Tia. A Hannah Montana już podziękujemy.

Przyprawy z przysadki

Luby lubi sobie żartować o dawnych czasach, kiedy leżał na onkologii i w jakiś sposób ten temat czasem pojawia się w naszych rozmowach. Dziś posądziłam Go o żeńskie pierwiastki osobowościowe, czego nie omieszkał odpowiednio skomentować.
- Kochanie, może i po operacji czegoś ci ubyło - mruknęłam poirytowana po Jego kolejnym mniej czy bardziej udanym dowcipie o nowotworze - ale na pewno nie przybyło ci estragonu... Moment, estragonu?
Luby zaczął rechotać głośno.
- Estragonu mi przybyło! - wskazał dłonią szufladę z przyprawami.
- Cholera, jak żesz się nazywa ten żeński hormon?!
- Estrogen, kochanie, estrogen.

****

Luby zaczął rechotać jeszcze głośniej po przeczytaniu niniejszej notki.
- No co? - speszyłam się - Mea culpa! Mea... mistejka!
- Tua wronga!

Jedna masa - ciemna masa

- To może zróbmy muffinki z czekoladą i jasną masą. Albo muffinki jasne z ciemną masą - proponuje Ona.
- I nazwijcie je "muffinki studenckie" - mruknął Luby znad klawiatury.
- Muffinki studenckie - ciemna masa! - ucieszyła się Ona.

Wierny kot

Dziś był Dzień Kota. Po tym, jak nakarmiłam bydlęta o 5.30, dostały jeszcze kawałek schabiku o 6.12. To złe. Takie zachowanie jest złe. Uleganie kocim wpływom spojrzeniowym jest złe. Na szczęście to nie ja karmiłam.
- Patrz, zeżarły plaster i chcą jeszcze - wskazałam na dwa kocie posążki stojące u stóp Lubego - Warują. Kochają cię. Wierne jak psy.
Werbena fuknęła, zadarła ogon i oddaliła się.
- Oho, obraziła się za tego psa - zaśmiał się Luby, podczas gdy Piołun wywijał ósemki pomiędzy Jego nogami - Ale za to Piołuno się nie obraził. Jego jest w stanie obrazić tylko brak schabiku.

Kosmiczny problem

- A co, jeżeli nie uda mi się dzisiaj z kupą? Zostanie mi tylko środa, czwartek i piątek - zamartwia się Luby.
- To zaniesiesz w przyszłym tygodniu - odparłam ze stoickim spokojem znad garnka z sosem piwnym.
- Ale jak w przyszłym tygodniu? Przecież muszą być trzy dni pod rząd!
- A tam, wcale nie muszą...
- Ale było napisane, że muszą.
- Kochanie, a kto cię zmusi do kupy?
- No tak...
- Poza tym możesz zawsze schować ją w lodówce i zanieść jutro.
- Ale napisali, że tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Sądzę, że kupa po 12.30 to jest wyjątkowa sytuacja - umoczyłam chlebek w sosie - No bo co innego może się zdarzyć?
- A atak kosmitów?
- Kotku, Sanepidu nie dotyczy atak kosmitów. Oni mają wprowadzony Hacap.*

HACCP zostało wprowadzone po raz pierwszy w latach 60-tych przez NASA jako system kontroli żywności na statkach kosmicznych. Teraz stosuje się go w produkcji ciastek i parzeniu kawy. Kosmici nas nie ruszą.

Dla niewtajemniczonych: do tego, żeby pracować z żywnością, trzeba mieć zrobione badania w kierunku salmonelli i innego gówna (nomen omen), które wykonuje się na próbkach kału. Dla każdego świeżaka (ja też takim byłam, ale teraz jestem koprofagicznym ekspertem wśród znajomych) jest to wyjątkowo ciężkie przeżycie z wiadomych względów - grzebanie się w ekskrementach, a potem jeżdżenie z nimi po mieście w tramwaju nie należą do najprzyjemniejszych w życiu czynności.

Higiena ciasteczkowa

Leżymy w łóżku.
- Kochanie, nie schowałam ciastek.
Po chwili słychać odgłosy, które po dwóch latach mieszkania z kotami da się łatwo zidentyfikować.
- Zabrały ciastko.
- Wstanę...
- Zostaw, może nie zabiorą więcej.
- No coś ty? Wymemłają to jedno i wezmą następne. W końcu to takie czyste zwierzęta!

Jesienna melancholia

- M. jest strasznym melancholikiem - opowiadam koleżance z pracy - Jest w tym jeszcze lepszy od ciebie.
- Ode mnie?! Przecież ja jestem radosna i pełna życia!
- Dobrze, że nie jem - sapnęła R., zerkając znad okularów.
- A co? Może się nie zmieniłam?
- Aha. Tylko na gorsze.

Pokręcone filmy

Ooooch... jak ja lubię poryte filmy. Poryte w sensie pozytywnym, ma się rozumieć, nie mówię tu o "Zmierzchu". Zimowo-wiosenną porą szykują się takie aż dwa ( w obu gra Johny Depp - cudowny zbieg okoliczności).

"The Imaginarium of Doctor Parnassus" miało swoją premierę światową w maju 2009 roku! W Polsce w styczniu 2010! Pf... obrzydliwe niedopatrzenie polskich dystrybutorów. Wstyd, wstyd!

"Alicja w Krainie Czarów" dla dorosłych kinomaniaków w wizji Tima Burtona - to znaczy, że musi być Dziwnie przez duże "Dź". Zacieram rączki i polecam obejrzeć trailery.

Pokoleniowy manifest?

Koty to dranie, do tego sprytne dranie, dlatego punktualnie o 6 rano zaczynają rozrabiać, żebym tylko wstała i dała im jeść. Wtedy się uspokajają. Koty nie uznają dni wolnych Kleksów, dla nich każdy dzień jest wolny, więc dlaczego dawać Kleksom taryfę ulgową.
Skoro już wstałam, umyłam się i przestałam wyglądać jak zombie ("Braaains...brains!"), postanowiłam zrobić coś konstruktywnego, ale że o 6 rano nic konstruktywnego nie przychodzi człowiekowi do głowy, to ima się różnych dziwnych zajęć. Luby ostatnio śmiał się z książki "Zmierzch", a mnie się dziś rano trafił film na podstawie tejże książki, więc postanowiłam go obejrzeć. To było coś, więc może w skrócie.
Pani niejaka Meyer postanowiła pójść w ślady Pani niejakiej Ani Ryż i napisać sagę o wampirach, która to saga (podobno) zyskała wielką popularność w niejakich Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Filmowcy postanowili zatem (czyż to nie oczywiste?) przenieść to cudo na ekrany kinowe. Nie dowierzając opiniom recenzentów tudzież recenzentek ("Film cudowny, gra aktorska pana Robert Pattinson była niesamowita .. filmowy orgazm! Polecam "), poświęciłam 120 minut swojego porannego czasu i...

Film jest absolutnie, obłędnie zabójczy. Przez pierwsze 30 minut byłam zażenowana (mimo że towarzyszyły mi tylko koty i wstyd mogłam odczuwać co najwyżej przed sobą samą). Zażenowana grą "aktorów" (tzw. młode brytyjskie pokolenie, które nie chce być gwiazdami "jak Angelina Jolie", tylko prawdziwymi aktorami - cytat z odtwórczyni głównej roli w "Zmierzchu"; bawią mnie wypowiedzi dziewczątek, które w swoim życiu zagrały w jednym filmie i porównują się do Angeliny Jolie na ten przykład), zażenowana dialogami, a właściwie ich brakiem, zażenowana brzydotą charakteryzacji głównych (emo)bohaterów i wreszcie manierą a la' Keira Knightley (nieuchronny opad szczeny po każdym wypowiedzianym zdaniu).
Popijałam kwas chlebowy, żałując, że to nie coś z procentami, gdy Edek tłumaczył swojej ludzkiej oblubienicy, że jest wampirem-wegetarianinem i żywi się wyłącznie sarenkami i tym, co upoluje w lesie. Za to "piękna" Iza, żeby się dowiedzieć, co to wampir, musiała przejrzeć Google (oczywiście na Izę nikt nie mówi Iza, tylko wszyscy Bella - śmiech na sali).
Poza tymi istotnymi faktami z życia wampirów, możemy się też dowiedzieć, że:
- wampiry mogą grać w bejsbol tylko podczas burzy i jest to jedna z ich ulubionych rozrywek (WTF?)
- kiedy świeci słońce, wyjeżdżają na piknik, żeby ludzie nie mogli zobaczyć, że ich skóra jest diamentowa (sic!)
- żeby przemienić swoje ofiary, wstrzykują im zabójczy jad
- żaden z nich nie być Lasombra - wszyscy, jak jeden mąż, grzecznie odbijają się w lustrach
- maturę zdają po kilka razy, a jak już zdadzą, to wyjeżdżają do innego miasta
- każdy ma jakieś ciekawe właściwości: Edek czyta w myślach, a jego siostra Kasia przewiduje przyszłość (która oczywiście zawsze może się zmienić)
- wszyscy dobrzy obowiązkowo wyglądają jak emo, wszyscy źli - jak kudłaci bandyci w futrach (rasta, rasta?)

W całym filmie trafiła się jedna (!) scena, na której się zaśmiałam, niemal przez cały czas marzyłam, żeby ten horror (nomen omen) się skończył. Ania Ryż i twórcy WoDa przewracaliby się w grobie, gdyby nie żyli (a życzę im stu lat+), ciekawe, jak reagują na ten gwałt przeprowadzony na żywym organizmie. Dobre czasy Brada Pitta i Toma Cruise'a w roli wampirów odeszły, teraz rządzą... no... Oni. Przy "Zmierzchu" nawet "Królowa Potępionych" i "Dracula 2000" wydają się ambitnymi produkcjami.

Podobno ten film to manifest pokolenia. Mam nadzieję, że nie mojego!

Podpisz Trakrat, studencie

Prof. R. zagląda nieśmiało przez ramię Dyrektora:
- Eeemmm... czym się kończy wykład z historii Unii Europejskiej?
- Podpisaniem Traktatu Lizbońskiego - szczerzy się Dyrektor.

Na smutki i żale

Wieczorem popijamy w czwórkę naleweczkę mojej produkcji: ja, Luby, Tato i Babcia.
- Weź moja i dopij, bo ja już nie mogę - zagadnęła Babcia Tatę - Coś mi wątroba szwankuje.
- A to tam jeszcze coś zostało? - wyraził wątpliwość Tato.

W ogóle to jedno z ulubionych powiedzeń mojej Babci, które bardzo chętnie zaanektował Luby, brzmi: Na te smutki, na te żale, walnijmy se po gorzale!
Hej!

IV filar

Dziś rano wymyślaliśmy, jak by tu zabezpieczyć naszą przyszłość.
- Trzeba będzie się ubezpieczyć w III filarze. A potem w IV - stwierdził Luby.
- Czwartym? - spytałam, nie bardzo rozumiejąc.
- Mhm. Odkładać własne środki jeszcze gdzieś na boku. Wtedy może starczy nam na zapłacenie czynszu i życie.
- Ja myślę, że powinniśmy spłodzić dzieci. Dużo dzieci. Wtedy jest szansa, że któreś się nie wyrodzi i będzie nas utrzymywać - spojrzałam na baraszkującego w łóżku Piołuna - Bo na koty nie ma co liczyć.

Mam dość. I co z tego?

Ok. Obiecałam sobie, że nie będę się denerwować tym ... ZUSem. A mimo wszystko... nosz by to szlag jasny trafił. Proszę, to na początek:

Przejęcie składek OFE przez ZUS

Wiadomość z wczoraj, ale jak o tym pomyślę, to mnie normalnie do szewskiej pasji doprowadza ten cały przeklęty złodziejski biznes, okradanie ludzi w biały dzień i to publicznie, ZUSy, KRUSy, USy i inny szajs. Stocznie, kopalnie, dopłaty, a potem wywalanie zboża na tory!
Najbardziej mnie w tej wczorajszej informacji urzekło, że już nikt nawet nie próbuje nam wmawiać, że coś z tego MY będziemy mieć. Nikt nie próbuje powiedzieć: "Patrzcie, jak fajnie, dostaniecie na starość więcej kasy, a życie będzie ciekawsze." Nikt już nawet nie próbuje nas okłamywać. Oficjalnym powodem jest to, że ZUS nie ma kasy i jest na skraju bankructwa, więc musi przejąć cześć składek OFE. Skoro jest na skraju bankructwa, to niech wreszcie zbankrutuje i nie zżera 50% mojej pensji! Bardzo dobrze bym wiedziała, jak zagospodarować te pieniądze, żeby za 50 lat pracy nie dostawać 800 zł na miesięczne życie.
Nie jestem naiwna, wiem, po co są podatki i na podatki się nie krzywię. Ale mam dość, dość, dość tego całego bagna.
Dlaczego oduczono mnie tak szybko dziecięcego patriotyzmu i naiwności?!

Claude Levi-Strauss nie żyje

Zmarł kolejny wielki człowiek, francuski antropolog, Claude Levi-Staruss (tudzież Levy-Strauss), członek Akademii Francuskiej. 28 listopada skończyłby 101 lat. "Poznałam" go w liceum, gdy przyszło mi się przygotowywać do Olimpiady Polonistycznej, a on pomagał zrozumieć obyczaje i obrzędy magiczne. Znajomość odnowiłam w trakcie pisania pracy magisterskiej i znów badania Claude'a Levi-Straussa okazały się niezastąpione.
Teraz już nie zajmuje mnie badanie mentalności ludzi średniowiecza, ale wciąż ten antropolog wnosi ważne słowa w moje życie. Podczas jednego z ostatnich wywiadów w roku 2005 powiedział: "Zauważam straszliwe zniszczenia, stopniowe zanikanie całych gatunków roślin i zwierząt, a także to, że ludzkość z powodu swej rosnącej liczebności żyje w stanie wewnętrznego zatrucia. Świat, w którym kończę egzystencję, nie jest światem, który mógłby mi się podobać". Badacz ludzkości tak trafnie podsumował jej stan w początku XXI wieku, że aż strachem napełnia to wyznanie. Pozostaje starać się aby nasze małe działania zmieniły świat na tyle, żeby Claude Levi-Strauss uśmiechnął się do nas z góry.

Na pohybel

- Za dużo WoWa - oznajmiłam Lubemu pomiędzy wkładaniem rajstop i swetra, po czym streściłam Mu moje dzisiejsze nocne batalie z Legionem, ratowanie Królestwa i wynoszenie z więzienia na plecach Ilidiana, który akuratnie popadł w depresję.
- Dobrze, kochanie, przez tydzień grasz tylko w kulki.
- Ale ja lubię WoWa - mamrotnęłam - Zresztą patrz, jaki klimatyczny sen miałam.
- E?
- Zero koksu. Samo RPG!

Gracze "zaprzyjaźnionego" Redemptor Hominis byliby ze mnie dumni. Na pohybel klimaciarzom, hrhr.