Marność

Pastuję buty z grobową miną.
- I co mi to da? - marudzę - I tak, zanim dojdę do pracy, będą usyfione.
- Brud, zgnilizna... - grobowym głosem zaczyna Luby.
- Hmm?
- Brud, zgnilizna, vanitas vanitatum... - kontynuuje.
- Ale gdzie? - unoszę głowę poirytowana.
- Na zewnątrz, na ulicach - stwierdza wreszcie Małżonek nieco stropiony.
- To się nazywa zima.

0 komentarze: