Dziś usłyszałam w radio reklamę bulionu Knorr. Z lubczykiem. Był zachwalany jako "miłosna fantazja" i "rozkosz zmysłów".
Fantazja.
Quiz dla par: Co trzeba mieć, żeby bulion zachwalać jako afrodyzjak?
1. Fantazję (dziadku)
2. Odpowiednią dozę desperacji
3. Nadzwyczajną dawkę kuriozalnych pomysłów
Dla zwycięskiej pary możliwość wypróbowania miłosnego działania bulionu "in flagranti noctu", jak to mawiała moja przyjaciółka.
Afrodyzjak
Mania odchudzania
Naczelny postanowił nas poinformować o bardzo ważnym fakcie:
- Wczoraj J. ogłosił wszem i wobec, że schudł 5 kilo!
- No proszę! A myśmy tego nie zauważyły.
******
- A wiesz, R. - poczyniłam uwagę - ale ty masz fajnych studentów, sami dystyngowani, starsi panowie. W sobotę chyba ze czterech przyszło.
- No, mówiłam ci!
- Może męża znajdziesz? - zerkam z nadzieją.
R. spogląda znacząco znad okularów:
- A możesz mi powiedzieć, co ja ci takiego zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz?
Marność
Pastuję buty z grobową miną.
- I co mi to da? - marudzę - I tak, zanim dojdę do pracy, będą usyfione.
- Brud, zgnilizna... - grobowym głosem zaczyna Luby.
- Hmm?
- Brud, zgnilizna, vanitas vanitatum... - kontynuuje.
- Ale gdzie? - unoszę głowę poirytowana.
- Na zewnątrz, na ulicach - stwierdza wreszcie Małżonek nieco stropiony.
- To się nazywa zima.
Dzień jak nie co dzień
Popadłszy w obsesję odnalezienia daty Dnia Sekretarki, znalazłam taki oto kalendarz:
Nietypowy Kalendarz
Dni Sekretarki są dwa, co nas bardzo cieszy. Podobnie jak Dzień Mózgu oraz Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy. Jest okazja do świętowania.
Dwa razy w październiku swe święto obchodzi Poczta Polska, a raz znaczek pocztowy oraz Łącznościowiec.
25 listopada - Dzień Pluszowego Misia i Dzień bez Futra. Pluszowy miś bez futra?
Goryle we mgle
Omawiamy z Kluchą sesję in spe.
- A ja bym najchętniej zagrał orkami. Orki są super, wcześniej by się coś poczytało o gorylach... - rzuca propozycje Klucha.
- Gorylach? - na twarzy Lubego maluje się zdumienie.
- No gorylach.
- A co to są goryle?
- Takie... jakby to wytłumaczyć...takie zwierzątka.
- Aha. Już myślałem, że to coś głębszego.
Matematyka miłości
Usadziłam się obok Werbeny i pokazuję jej Lubego.
- Patrz, jaki śmieszny - mamroczę.
- Hę? To o mnie było?
- Aha. My jesteśmy dwie kobietki, a ty jesteś facet. Musisz być śmieszny.
- Półtora kobietki.
- Dwie!
- Półtora kobietki. I pół stegozaura. I nawet patrzycie na mnie tak samo. Jak na kleksa.
Aspołeczne
A. marudzi:
- A bo R. mi robi sieczkę z mózgu.
- Większej się nie da - informuję ją uprzejmie.
- I ty przeciw mnie? Zaraz się obrażę! Wszystkie jesteście dla mnie niemiłe.
- Ja jestem miła! - protestuje głośno K. zza biurka.
- No widzisz? K. jest miła. A ja nie. Bo my z R. już jesteśmy stracone dla społeczeństwa - uśmiecham się szeroko.
- Niech się społeczeństwo martwi - mruczy nieprzytomnie R.
O Lotto na poziomie
Wieczorem tulimy się przed snem, a ja wykorzystuję to, by pomarudzić.
- Nie chce mi się iść do pracy...
- Mnie też - wpada mi w słowo Luby.
- Nie wygraliśmy przypadkiem w totka?
- Nie.
- Szkoda - wzdycham niepocieszona.
- Nie martw się. Jak wygramy, to będzie dobrze. Jak nie wygramy, to też będzie dobrze.
- Mam coś lepszego.
- No?
- Jak wygramy, to wygramy. A jak nie wygramy, to nie wygramy.
- No tak.
Włochate szczęście
Luby drapie naszego małego stegozaura.
- Jak słodka i kochana... - zachwyca się - Ciekawe, czy nasze dziecko tez będzie takie?
- Pewnie - odparłam bez cienia wątpliwości.
- To znaczy włochate i mruczące? - wyraził wątpliwość.
- Chyba po tobie - mruknęłam pod nosem.
- To módl się, żeby to był chłopiec.
Zalety porodu
Stoję nad Luby i uderzam dłońmi w wystające kości mojej miednicy.
- A podobno po urodzeniu dziecka tutaj się nabiera ciałka i jest tak mięciutko, i nic nie wystaje - wyrażam nadzieję.
- A ja słyszałem, że... - tu następuje dokładny opis, ale blog jest ogólnodostępny, więc nie chcę, żeby mnie zbanowali za treści szkodliwe - ... dzięki czemu seks jest przyjemniejszy.
- Hmm... ja o tym nie słyszałam - wyrażam tym razem wątpliwość.
- A ja słyszałem.
- Bo Ty czytasz magazyny dla panów, a ja słucham koleżanek.
Czy to kot, czy nie kot?
Luby zawsze chciał mieć psa.
- Przecież miałeś psa - mruknęłam, nie rozumiejąc.
- Ale chciałem mieć psa tutaj.
Postanowił uskutecznić ten zamysł, a że Werbena od najmłodszych... miesięcy przejawiała zapędy ku zdolności zwanej aportowaniem, przeto Luby ma "psa".
- Aport! Jak fajnie! Aport! Jak fajnie! - i tak całe rano. Rzucali, czym się dało. Kawałkiem parówki, farfoclem spod szafy, skórką od tejże parówki.
Pytam, cóż to takiego.
- Skórka. Taki parówkowy napletek. Czuję się obrzezany - mamrocze Luby z rana nieprzytomnie, wgapiając się w resztki jedzenia na naszym łóżku.
Klocki
Werbenka usadowiła się wygodnie na moich kolanach, po czym oparła łepek o jedną ręke i wpiła ząbki w nadgarstek drugiej.
- No, popatrz - mruknęłam do Lubego - i zaśnie tak zaraz. Z zębami w moim nadgarstku!
- To ją uspokaja, to jak... nos w uchu.
Gdyby ktoś nie wiedział: nos w uchu to podobno najlepsza terapia na stres. Gwoli ścisłości nos Lubego w moim uchu. ON wykorzystuje także tę taktykę, wsadzając swój nos w Jej ucho.
Dziwni są ci mężczyźni.
Pasta
Luby: Jem pastę prałata.
Ja: I co, dobra?
Luby: Dobra. I ma datę ważności do lutego, a nie na pięć lat. ten prałat ma łeb do smaków.
Zajęcia warsztatowe
Dr P. jak zwykle obgaduje swoją ulubioną koleżankę.
- Kiedyś siedzieliśmy na objeździe po Pradze na piwie i wpadło nam do głowy coś takiego: Są kobiety, które mają urodę; są kobiety, które mają inteligencję (choć to nie do końca poprawne gramatycznie); są kobiety, które mają urodę i inteligencję, a dr B. ma warsztat.
Zasłyszane i usłyszane
Zasłyszałam, że dyrektor Żaba mówi o nas "moje kobiety". Mówi tak do Głównego: "Moje kobiety skarżą się, że je zaniedbujesz."
Główny przychodzi i mówi, że on się poddaje, że nie podejmuje rękawicy, że już przegrał dawno.
Mamy na to swoje określenia typu: "Skąpstwo", "Wygodnictwo".
Główny jest niezwruszony: "To bardzo czułe określenie, powinnyście się cieszyć."
K.: "Ależ my się cieszymy! Bo to trzeba być człowiekiem, żeby mówić takie rzeczy."
Główny milczy nieco zbity z tropu.
K.: "W pewnym momencie człowiek staje się urzędnikiem. To już nie ten typ emocjonalności."
Główny, oddalając się pospiesznie: "Wzywają mnie."
Skleroza
R.: Jak się miewa mój Garfield?
A.: Że co?
R.: Jak się miewa mój Garfield?
A.: Eee...
R.: Jak się miewa mój Garfield? Taki kot, z internetu.
Ja: Kot z internetu to na Gumtree, moja droga.
A.: Aaa... Garfield! Muszę się zacząć leczyć na sklerozę.
Ja: Nie tylko na sklerozę.
A.: Fakt.
Po chwili.
A.: Jak byłam w szkole, to sobie zapisywałam na ręce to, czego zapominałam i potem chodziłam cała pomazana.
Ja: To się nazywa ściąga.
R.: Ja to ją kiedyś zabiję.
Przedawkowanie
A.: W Interii piszą, że nadmiar kawy powoduje halucynacje.
Ja: A to dlatego mi mąż ciągle powtarza, że taka piękna jestem.
K.: Gorzej, jak przedawkuje i zmieni śpiewkę.
Herbaty świata
Luby opiera się o framugę i pyta:
- I jak znalazłaś tę białą herbatę?
Powoli odwracam głowę, mierząc go spojrzeniem pełnym pobłażliwości.
- Stała w sklepie na półce.
- Ale mnie chodziło o smak - Luby dostał ataku śmiechu trwającego dobre pięć minut.
Jeszcze siedem!
W sobotę byliśmy na przeglądzie konkursowym do "XXVIII Shanties". Zdarliśmy gardła, ja wyłam, Luby krzyczał. Doprowadziłam do czerwoności skórę na dłoniach histerycznym klaskaniem. Ale udało się! Uwaga, uwaga!
Nasz ukochany
Dla Bartka, Chatysa, Axela, Zwierza i... Wojtka(?) chóralne: GRATULUJEMY! I "jeszcze siedem! Jeszcze siedem!"
O, i jeszcze dwie relacje:
Tramwajowe myśli objawione
- Ale ten czas leci.
- Strasznie leci.
- Leci, oj, leci...
*****
- W systemie socjalistycznym każdy miał zapewnioną pracę, nie to, co teraz. Przyszła nowa władza i wyprzedała zdobycze systemu socjalistycznego.
*****
- Podstawowym obowiązkiem władzy jest zapewnienie bytu obywatelom i opieka nad nimi.
*****
- A wie pani, że w Belgii budują dla Polaków papierowe domki?
(po chwili zastanowienia) Może nie w Belgii, nie wiem, gdzie, bo mi się te wszystkie kraje zachodnie mylą. Ale żeby domki papierowe budować!
Od autorki: A ja to nie chcę państwa opiekuńczego, sama sobie składki opłacę i lekarza. Tylko mi oddajcie moją jedną trzecią wypłaty...
Produkt masłopodobny
- Krwawa posoka... - marudzi Luby - A widział ktoś niekrwawą posokę?
- Widzisz, to takie wzmocnienie znaczenia - staram się tłumaczyć "winnego", ale Luby patrzy bez przekonania - No dobrze, tautologia - poddaję się
- Ale masło maślane trzeba wyłączyć ze spisu. To teraz produkt deficytowy - zmartwił się wyraźnie.
Kryzys gazowy
- Podobno gazu ma starczyć na trzy miesiące. Dyrektor tak mówił.
- Dlatego zastanawiam się, czy nie kupić kuchenki dwupłytowej.
- A po co ci?
- A jak przyjdziesz do domu, gaz ci wyłącza na trzy godziny, to co zrobisz?
- Nic.
- A jak obiad ugotujesz?
- Nie ugotuję. Akurat pod tym względem to się wiele u mnie nie zmieni.
Rozmowa dwóch koleżanek. Jedna poruszona wizją głodnej rodziny. Druga ze stoickim spokojem wypełniająca dyplom.
Niach, niach.
Promyczek
Och... pewnie wielu z Was jeszcze nie widziało naszego słonka, aniołka i promyka. Oto ona. Werbencia.
Zdjęcie pierwsze wykonane przez Werbenkową Ciocię Naczelną (w skrócie WCN). Kota robi rzecz, którą umie najlepiej, czyli wygląda pięknie i dumnie z nonszalancko zwieszoną łapką. Oczy ma podobno "jak Radzikowska".
Zdjęcie drugie wykonane przez Werbenkową Mamę Naczelną (w skrócie WMN). Kota robi drugą rzecz, którą umie najlepiej, czyli obserwuje nas z ukrycia w celu przygotowania niezawodnej pułapki na Kleksy.
Plany zbrodni
Tak w ogóle to najgorsze w kotach jest to, iż są tak słodkie, śliczne i mruczące, że człowiek nie ma serca ich zastrzelić. Nie ma serca nawet iść do sklepu i kupić profilaktycznie wiatrówki, twierdząc, że to na gołębie i psy sąsiadów.
Bo co może być najciekawszą zabawą o 3 nad ranem (cholera, naprawdę była 3.00, sprawdzałam na komórce)? Oczywiście taczanie kulki pod łóżkiem. Naszym łóżkiem, żeby nie było wątpliwości. Dlaczego w ciągu dnia, gdy chcemy zapewnić jej zabawę, kulka natychmiast ginie albo jest teleportowana do Timbuktu? A w nocy nie! Nie ma mowy! W nocy kulka ma się świetnie!
W końcu udało mi się ją złapać i wepchnąć pod poduszkę. Nie minęła chwila, a Kota już czatowała przy mojej twarzy, co jakiś czas kontrolnie trącając mnie nosem i łaskocząc wąsami. Wreszcie wskoczyła na łóżko i uwaliła się w pozie "drap mnie" pomiędzy mną a Lubym. No to ją drapałam. Z prawej, z lewej, po brzuszku, pleckach, za uszkiem. Poderwała się i poszła jeść. Wróciwszy, poczęstowała mnie całusem o zapachu "Perfect Kit. Dla małych poszukiwaczy przygód."
I poszła spać. Szkoda że nie ja.
Jeszcze w okolicach 5.00 przewalałam się z boku na bok. Stwierdziłam, że nie zasnę i zaraz trzeba będzie wstawać.
Zasnęłam.
Obudziłam się o 7.36. Czyli od 9 minut powinnam być w tramwaju do pracy.
Spanikowałam.
Uduszę Kotę po powrocie.
Wąsate ryby
Miś Gry mierzy Złym Wzrokiem Kotę, która usadowiła się w nogach łóżka.
- Albo grasz, albo wychodzisz.
- Ona gra.
- Morskiego stwora.
- Gra siebie. Chociaż... są takie ryby z wąsami... - mamroczę nieco bez składu - ...morsy.
- Morsy to ssaki, kochanie - stwierdza Miś z niewzruszonym spokojem.
- Grajmy już - odmrukuję w poduszkę.
Peregrynacje
Wyłączyli nam wodę. Pewnie zamarzła, ale, kurczę, co mnie to obchodzi, skoro nie mogę zrobić siku? Ludzka rzecz.
Poszłam do Novum i natknęłam się na naszego "ulubionego" ochroniarza, który nie omieszkał mnie (oraz mojego promotora, który nagle objawił się za moimi plecami) poinformować na wejściu donośnym głosem, że kible nie działają i możemy iść na św. Anny.
Nieco zażenowani wyszliśmy. Ja do siebie, profesor...
Gdy z koleżanką postanowiłyśmy wreszcie się wybrać na Anny, w drodze spotkałyśmy profesora.
Miał bardzo zadowolony wyraz twarzy.
Ewenement
Luby narzeka.
- Ale mnie wszystko boli. I żebra, i plecy, z tyłu i z przodu...
- Ale plecy masz tylko z tyłu.
- Mądrala.