Mamy pewnego znajomego, który jest kimś, kogo określa się mianem "wieczny student". Gdy Luby przyszedł na studia, B. był na III roku, gdy ja dwa lata później przyszłam na studia, B. był na III roku. Obecnie skończyłam studia, a B. udało się awansować na IV rok. Co by o nim nie mówić, jest bardzo miłym człowiekiem, a ostatnio za każdym razem, gdy mnie widzi, okrasza mą osobę jakimś miłym stwierdzeniem.
Zestaw: Biała bluzka, biała spódnica, sandałki, włosy przewiązane białą opaską.
- Wyglądasz jak dobry duch Instytutu.
Zestaw: Czarno-szary sweterek z lekko bufiatymi rękawkami, do tego długa koronkowa spódnica-syrenka, sandałki.
- O, emploi księżniczki andegaweńskiej.
Zestaw: Luźna bluzka w kolorze morskim, z kategorii "etnicznych", z dużą ilością metalowych i szklanych pierdołek do ozdoby, dżinsy własnoręcznie podwinięte na wysokość łydki, czarne buty "oficerki", włosy spięte w luźny koczek na karku z asymetrycznym przedziałkiem i grzywką opadającą na jedną stronę czoła:
- Widzę, że tradycje dobrego kina amerykańskiego z lat 70. nie umarły.
Moja nierozumiejąca mina.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wyglądasz ślicznie.
Tak, tak, tak. Mile to łechcze moją kobiecą próżność.
Komplemenciarz
Autor:
Anna Radzikowska
czwartek, 16 października 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz