Kurze dole i niedole

Część tzw. długiego weekendu spędzałam w domu rodzinnym. Małą, świecką tradycją stało się zaopatrywanie mnie we wszystko, co się tylko da przed wyjazdem, bo przecież "w Krakowie takich nie dostaniesz" albo "w Krakowie jest tak drogo", albo "tak rzadko do nas przyjeżdżasz" (dlatego dostaniesz pięć reklamówek jedzenia - w domyśle). Nie narzekam, zawsze miło wrócić do mężusia z wałówką.
Przypatruję się więc babci, jak czyści jajka od naszych przydomowych kurek i wkłada do koszyka.
- O, to pewnie od naprawdę szczęśliwych kur - uśmiechnęłam się, mając w głowie nieszczęsne "trójki" z Tesco.
- Pewnie, że szczęśliwych - odparła babcia - Bo ich lis nie zjadł.

Okazało się, że w naszych okolicach niedawno grasował lis i wyjadł dziadkowi kury. Ostały się cztery. I tak niezły wynik.

1 komentarze:

Olga Cecylia 2 maja 2009 18:18  

Może szczęśliwe kury powinny zagrać w totka?