Zemsta w wykonaniu polskim

Kolejny weekend szkoleniowy za mną. "Aspekty prawne prowadzenia działalności gospodarczej." Kiedy mnie pytają: "Nie przeraża cię to?", mam jedną odpowiedź - Nie.

Nie przeraża mnie. Przestało jakiś czas temu. Nie myślę o tym, nie zastanawiam się, jak bardzo to wszystko jest bezsensowne, pozbawione jakichkolwiek podstaw logiki i ładu. Wysłuchuję spokojnie tego, co ci wszyscy ludzie (specjaliści) do mnie mówią, notuję skrupulatnie, a następnie PRZYJMUJĘ DO WIADOMOŚCI, po czym - znacznie częściej - wliczam w koszty.

Po pierwsze: zasada jednego okienka
Od 31 marca b.r. panuje w Polsce (haha! haha!) zasada "jednego okienka". To znaczy, zamiast jednostronicowego formularza składamy przy rejestracji firmy formularz siedmiostronicowy przypominający wyglądem PIT, ale w zamian nie musimy chodzić osobiście do Urzędu Statystycznego, Skarbowego i ZUS, bo UM ma to załatwić za nas. Tak wygląda teoria.
Praktyka: Urząd Skarbowy nie zgodził się, byśmy samodzielnie w UM wybierali formę opodatkowania, w związku z czym musimy udać się osobiście do US, ponieważ nasz podpis złożony przy pani urzędniczce w UM ma mniejszą wagę niż nasz podpis złożony przy pani urzędniczce w US. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, wcześniej dało się UM i Statystyczny załatwić w jeden dzień. Obecnie musimy czekać, aż UM prześle nasze zgłoszenie (pocztą) do statystycznego i potem czekać dalej, aż wróci ono do UM. Cała procedura może trwać do 30 dni. Oczywiście, jeśli się pomylimy, zabawa zaczyna się od nowa. Dopiero po uzyskaniu zaświadczenia z UM możemy udać się do US.

Po drugie: wynagrodzenia
Z zasady jestem uczciwym człowiekiem. Zdarzają mi się kłamstewka, nie ukrywam tego, ale sam proces kłamania jest dla mnie dużym dyskomfortem psychicznym. Z tych samych powodów nigdy nie ściągałam, panikowałam, gdy zapomniałam kupić bilet i nie oszukiwałam pracodawcy, że go uwielbiam. Dlatego też chcę uczciwie, bez kombinatoryki stosowanej zatrudniać moich pracowników, od początku płacić im normalne wynagrodzenia i nie kantować przy pomocy niekończących się umów-zlecenie. Niemniej rozumiem tych, którzy płacą swoim ludziom minimalne wynagrodzenie (ok. 1270 zł brutto), a resztę wykładają "pod stołem".
Składki obowiązkowe w państwie polskim liczone od kwoty brutto:
1. Te, które pracownik widzi: emerytalna - 9,76%, rentowa - 1,5%, chorobowa - 2,45%, zdrowotna - 9% + podatki
2. Te, których pracownik nie widzi, a płaci je za niego pracodawca: emerytalna - 9,76%, rentowa - 4,5%, wypadkowa - między 0,8% a 3,6%, fundusz pracy - 2,45%, fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych - 0,1%.
Tzw. narzuty za wynagrodzenia, czyli to, co jest ponad kwotą netto, wynoszą w Polsce niemalże 50% i stawiają nas tym samy na czele wszelkich światowych rankingów kosztów pracy (równocześnie jesteśmy na 147 miejscu na ok. 160 państw w rankingu swobody gospodarczej - gdzieś między Senegalem a Zimbabwe)

Po trzecie: co muszę odwiedzić, nim założę firmę (oczywiście mowa tylko o administracji)
1. Urząd Miasta
2. Urząd Statystyczny (obecnie teoretycznie nie)
3. Punkt wyrabiania pieczatek
4. Bank
5. Urząd Skarbowy
6. ZUS (nie mogę się doczekać)
7. Sanepid
8. PIP
9. Urząd Celny (sic!)
10. Urząd Marszałkowski
W każdym z tych miejsc zostawiam kilkustronicowe formularze, oświadczenia, zaświadczenia ze wszystkich poprzednich miejsc, prośby, rzadziej groźby, ponaglenia i tzw. "czynny żal" (zdarza się). Ponadto co miesiąc do części z tych miejsc wysyłam formularze, oświadczenia, zaświadczenia... Dla niektórych z tych urzędów (zwłaszcza skarbówki, sanepidu i PIP) muszę prowadzić około 10-15 różnych ewidencji, spisów z natury itp.
Muszę zakupić kasę fiskalną i wagę fiskalną, która jest 10 razy droższa od zwykłej tylko dlatego, że ma zaświadczenie, iż może być używana w sklepie (co mi przypomina cały przemysł ślubny - zwykły bukiet kosztuje 30 zł, ale ślubny 200 zł - tylko dlatego, że nazywa się "ślubny").
Sanepid zmienia swoje przepisy co 3 miesiące, przynajmniej raz na pół roku przychodzi na kontrolę. Nikt normalny nie będzie robił remontu tylko po to, żeby się dowiedzieć, iż za trzy miesiące musi przerabiać z powrotem, więc płaci kary. Dzięki temu Sanepid ma fundusze na funkcjonowanie. Po drodze - wdrożenie HACCP, GMP i GHP - bo Unia.
To nie koniec, ale...

Dotarłeś aż tutaj, Drogi Czytelniku? Oj, przepraszam, rozpisałam się chyba... Mam wizję siebie siedzącej w ciemnej spelunie z papierosem w ręku, wygłaszającej spokojnie to wszystko.
Nie, nie żalę się. Jak powiedziałam na początku - ja to przyjmuję do wiadomości. Nie martwię się - co mi to da? Płakałam - tylko raz. Krótko. Nie poddam się, bo perspektywa życia z marzeniem, którego nie ziściłam tylko z powodu tego, że urodziłam się w takim, a nie innym kraju, jest zbyt straszna.

2 komentarze:

Olga Cecylia 11 maja 2009 11:03  

Gdzie Ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie papiery złożysz, tam i ja złożę, Twoje koszta pracownicze będą moimi kosztami...

Anonimowy 11 maja 2009 13:28  

W praktyce to naprawdę nie jest aż tak straszne. Płacenie ZUS i podatków nie należy do przyjemności - zwłaszcza, że w znamienitej większości te pieniądze później są trwonione.

Co do samej rejestracji firmy: w wolnym dniu pojeździłem po wszystkich instytucjach i wziąłem po prostu kwestionariusze, a brakujące ściągnąłem z sieci. Razem z księgowym wypełniłem wszystko w 40 minut. Później całość załatwiłem w popołudnie i ograniczyło się to do zdobycia pieczątek, opłat i drobnych poprawek. Polecam.