Znowu wstaliśmy wcześnie. Za wcześnie. Cholerne, upiorne Bydlaki, wiecznie głodne. Do tego bolało mnie gardło (nadal boli). Pieprzyć świńską grypę, pewnie znowu przyprowadziłam paciorkowca. Popijając gorącą herbatę (bo tylko ona jest w stanie sprawić, że nie będę bełkotać, próbując powiedzieć słowo), pokazywałam Lubemu ofertę z Makro.
- Patrz, tu sobie zaznaczyłam: oliwa Monini z chili i czosnkiem oraz pesto. Brzmi smakowicie.
- Mhm, do sałatek - mruknął nieprzytomnie nieco Luby, oglądając z uwagą ofertę zabawek - Ech, żebyśmy tylko mieli kasę - westchnął.
- I dzieci - przypomniałam mu dość racjonalnie, jak sądzę.
- A tam, zaraz dzieci, wymagająca się zrobiłaś. Ale, popatrz...! - i zaczął czytać głośno - Zestaw mały organista i... - uśmiech się Mu poszerzył - Gra Hannah Montana!
- Guitar Hero dla ubogich - sarkałam dalej, zgłębiając mnogość ryb wędzonych.
- W zestawie plansza w kształcie gitary, niezwykłe karty i płyta CD z największymi hitami. I... puzzle konturowe! I... pamiętnik? Co to do cholery jest pamiętnik Hannah Montana?
- Hmmm? - uniosłam brwi, uprzejmie podzielając Jego zdziwienie.
- O, ja nie mogę! Innowacyjne połączenie pamiętnika i miękkiej poduszki z możliwością podłączenia do MP3. Poduszkę można zapiąć na zamek i zamknąć na kłódkę! W zestawie zmywalny flamaster, kieszonka do przechowywania zdjęć i notes. A na opakowaniu Hannah Montana z natryskiem (oczywiście chodziło o mikrofon - przyp. mój)! Kochanie - oznajmił poważnie - Muszę to mieć.
Tia. A Hannah Montana już podziękujemy.
Hannah Montana
Autor:
Anna Radzikowska
piątek, 27 listopada 2009
0 komentarze:
Prześlij komentarz