Każda nasza kolejna wizyta w banku owocuje, poza oczywiście kilogramami makulatury i listą zaświadczeń do doniesienia, nowinkami z rynku giełdowo-bankowego oraz kilkoma facecjami serwowanymi nam przez Naszego-Pana-Od-Kredytu.
Kiedyś opowiadał nam z ogromnym zaangażowaniem, jak to stopy procentowe poszły gwałtownie w górę, bo giełda się dowiedziała, że Zytkę (pieszczotliwe określenie na Panią Gilowską) mają dymisjonować. Albo jak to sam mieszkanie kupował, kredytu jeszcze nie mając (to była opowieść z morałem - czego należy się wystrzegać).
Wczoraj natomiast relacjonował spotkanie z góralem z Podhala, który za nic w świecie nie chciał założyć konta bankowego, tylko zażądał wydania mu w gotówce 0,5 miliona polskich złotych.
Co kraj, to obyczaj, bo podobno w Irlandii w takiej sytuacji zadzwoniono by od razu na policję i do ichniego urzędu skarbowego. Jak to ujął Nasz-Pan-Od-Kredytu: "Przecież nikt zdrowy na umyśle nie chodzi po ulicy z taką gotówką. Czyli albo złodziej, albo wariat."
Niemniej góral z Podhala to nie jedyny taki przypadek. Może niech ktoś go uświadomi, że wydawanie wirtualnych pieniędzy mniej boli?
Opowieści dziwnej treści
Autor:
Anna Radzikowska
wtorek, 13 maja 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz