Skórzane baletki

Odbyliśmy wizytę u notariusza, który cały czas mrugał, miał (prawie) starożytne nazwisko (jak twierdzi On), ale poza tym wydawał się być profesjonalistą. Tak czy inaczej, nie ma już odwrotu, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie sądowo-administracyjne. Zawsze jest natomiast możliwość powrotu, gdy w trakcie jazdy do domku dwójka sklerotyków przypomina sobie, że zostawiła u notariusza odzienie wierzchnie.
Luby wyszedł z naszymi czarnymi goth-skórzanymi kurtkami przerzuconymi przez rękę i z pełną powagi miną oświadczył:
- Pani [sekretarka notariusza] powiedziała, że na pewno by do nas zadzwoniła i powiedziała o kurtkach. Ale ja jej nie wierzę.
- Myślisz, że pan F. potraktował by je w ramach zaliczki za sporządzenie umowy?
- A potem przerobiłby je na... - zaczął Luby.
- Na skórzane baletki! - wpadłam mu w słowo.
- Chyba skórzany sado-maso gorset dla żony - podsumował zjadliwie mój mąż.

3 komentarze:

Olga Cecylia 12 maja 2008 00:35  

Gorsety sado-maso lepiej się sprzedają na Allegro niż jakieśtam baletki... Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę S/M... Ponad 5000 wyników contra 15 dla skórzanych baletek.

Anna Radzikowska 12 maja 2008 14:03  

Bo mój mężuś ma zmysł praktyczny i genialne pomysły, jak zarobić na rodzinę ;)

Olga Cecylia 12 maja 2008 23:08  

Przy czym S/M w wyszukiwarce na Allegro to rozmiar pośredni między małym a średnim, a nie skrót od sado-maso... Przekwalifikować się trzeba będzie.