Jacko w lodówce

Jak to miała Ona w swoim "gadulcowym" ("tlenowym") opisie: "Otwieram lodówkę, a tam Michael Jackson".
Wszystkim nam już bokiem wychodzi cała ta histeria związana ze śmiercią, jak by nie patrzeć, dziwaka i wariata.
Dziś, wędrując, czy też przebijając się przez tłum na ul. Szerokiej (Festiwal Kultury Żydowskiej zobowiązuje do zagęszczania atmosfery), usłyszeliśmy konferansjera:
- Wspominamy też tych, którzy od nas odeszli. Niedawno pożegnaliśmy naszego drogiego przyjaciela...
- Michaela Jacksona! - wpadł mu w słowo On.

1 komentarze:

Żaba 4 lipca 2009 22:57  

W lodówce jest SZYNECZKA, przez duże SZY. Koty ją wielbią, koty ją czczą.