Są różne definicje miłości. Że to chemia, że to płyny, że to cośtam się dzieje w sercu, że motylki...
Do tego język polski jest tak żałośnie ubogi, że tym samym nazywamy uczucie żywione do męża, matki i kota.
Ale kiedyś, dawno temu, moja kochana Smoczyca (niech się jej szczęści na obczyźnie) zapytała: "Skąd wiesz, że to ten? Skąd wiesz, że go kochasz?"
A ja wtedy odpowiedziałam: "Wiem. Bo nie umiem już wyobrazić sobie życia, w którym go nie ma."
Dociera to do mnie w chwilach samotności, w chwilach, gdy poduszka obok jest pusta i kładzie się na niej Kota, żeby mi jakoś wypełnić tę pustkę swoim malutkim ciałkiem. W chwilach, gdy nachodzą mnie jakieś głupie, czarne myśli, które odpędzam od siebie szybko. W chwilach, gdy liczę dni, godziny do powrotu.
Tym jest właśnie miłość dla mnie. Upragnioną obecnością.
Stęskniona.
Stęskniona
Autor:
Anna Radzikowska
środa, 26 listopada 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz