W sobotni poranek (na zegarze 06:08) można:
- łapać Kotę, która biega po oparciu łóżka, a wiemy, że ma problemy z błędnikiem i często spada na głowę;
- zrzucać z łóżka Kotę, która drapie w spodnią część stopy;
- jak wyżej, bo odłupała skądś kawałek tynku (sic!) i teraz poluje na niego tam, gdzie go umieściła, czyli w okolicach moich nóg, pod kocem (ale kawałek tynku?! I to już drugi raz! Kiedyś nam się mieszkanie zawali na głowę);
- wyłazić spod ciepłego kocyka w celu wyjęcia Koty zza oparcia łóżka, bo akurat wpadła na pomysł trącania żaluzji, które wydają wyjątkowo denerwujący dźwięk;
- wbijać Kocie palec pod żebro, ewentualnie łapać ją za ogon, żeby wreszcie przestała skrzeczeć na śnieg (tak, nauczyła się skrzeczeć od wron, które siedziały na drzewie za oknem naszego starego mieszkania); druga wersja jest taka, że przesyła raport z dobowych dokonań swoim przełożonym w kosmosie.
Wreszcie wstaliśmy. A było inne wyjście? Przecież ona tylko dba, żebyśmy się nie spóźnili do pracy, a to, że ona nie odróżnia dni tygodnia, to już tylko nasza wina, czyż nie?
I jeszcze jedno z odkryć leksykalnych Lubego, jako komentarz do mojego stwierdzenia, że nasi naukowcy to "światło polskiej nauki".
- Ta, kaganiec oświaty.
Podsumowując - definicja "małego kagańca": "kaganek"
Co można robić w sobotni poranek?
Autor:
Anna Radzikowska
sobota, 22 listopada 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz