"Romanes eunt domus"

Aż się przypominają nasze lektoraty. My - biedni, postawieni pod ścianą, drżący z przerażenia, odpytywani z końcówek i deklinacji, zastraszani widmem koniugacji i trybów, z ostrzem niedostatecznego pod szyją. I ona - wspaniała Magistra Severa, nieugięta i straszna.
Luby wstawał rano, powtarzając: "Nie idę na łacinę" Mył się, powtarzając: "Nie idę na łacinę". Wędrował Plantami, jak mantrę mamrocząc: "Nie idę na łacinę". Czekał pod drzwiami gołębnika, wraz z innymi szepcząc: "Nie idziemy na łacinę." A potem i tak wszyscy stawali wyprężeni przed małą istotką, która samym swym pojawieniem budziła grozę i pokornie wędrowali po schodach, by dać się odpytywać, dręczyć i molestować psychicznie. Nie pisaliśmy na murach "Romani ite domum", ale byliśmy stawiani przed faktem "dyżuru w poniedziałek". I nie wiem, co było gorsze.
Do dziś wspominamy naszą Magistrę z rozrzewnieniem, z niejaką miłością studenta do profesora, który budził szacunek swą postawą i erudycją, z wdzięcznością, że potrafiła nauczyć tego pięknego języka każdego, kto tylko wyraził minimalną wolę (a cała reszta nie miała wyjścia). I nie znam osoby, która powiedziałaby o Niej złe słowo.

Najwspanialszej Pani Psor na świecie ten oto fragment łaciny z przymrużeniem oka dedykują wdzięczni histo(e)rycy:

Romanes eunt domus

2 komentarze:

Mortigan 21 kwietnia 2008 22:21  

Widzę, że nie tylko nasza pani od łaciny taka jest. Czy Wasza również zyskała miano "ostatniego łacińskiego native'a"? ;)

Żaba 22 kwietnia 2008 07:34  

Owszem, po przeprowadzeniu badań wyszło na jaw, iż Cyceron uczył się u Pani Anny Ł. wszystkiego, czym zasłynął. Istnieje także podejrzenie, czy aby De Bello Gallico nie jest w części podyktowane przez nią.