Pobudka

Ding-dong (pociąg pospieszny do Warszawy przyjedzie opóźniony o nie wiemy ile).
Otworzyłam oczy, spojrzałam na zegar. 5.00 rano polskiego czasu, 8.30 czasu Bangalore. W pierwszej chwili pomyslałam, że to dziewczyny budzą mnie na sniadanie, ale dlaczego? Jeszcze pół godziny... Zwlokłam się, przygotowując sobie po drodze soczyste powitanie w języku polskim, otworzyłam drzwi, a tam...
- Good morning, Madame! - usmiech nr 5 (100 rupii poproszę) i wpycha mi gazetę. Patrzę na niego nieprzytomna ubrana w absurdalną pidżamę w różowe serduszka.
- Grlgrlgrlgrllll...
- I'm sorry. Please repeat.
- Grlgrlgrgrlllrgr...
- ...
- Grlrglcleaninggrlrgr...
- Oh, cleaning... cleaning... what time? Oh... (do ciężkiej cholery, która jest godzina? 5.00? 8.30? To w Bangalore będzie która, żeby przyszedł posprzątać, a w Polsce? Szlaaaaag!) Maybe twelve? Yes? OK? Alright?
- Oraijt, oraijt, Madame! Have a nice day Madame!

Ja pier...

2 komentarze:

Olga Cecylia 15 października 2011 20:56  

Efekt cleaningu był widoczny czy równie niewyraźny co mowa tambylca?

Anna Radzikowska 16 października 2011 08:23  

Niestety z każdym dniem tambylcy coraz mniej przykładają się do cleaningu. Nie będę rozdzierać szat (bo nie mam ich za dużo). Wytrzymam te pięc dni ;)