Tydzień.
Jeden tydzień - tyle czasu zajęło mi skuteczne bronienie się przed wpływem (nomen omen) indyjskiej kuchni na mój talerz. Dzisiaj, nieswiadoma zagrożenia, zamówiłam niewinnie wyglądające ziemniaczki z chutneyem miętowym. Zaznaczam, że nie były oznaczone małą papryczka ostrzegającą przed ostrym daniem. Wzięłam zatem do ust ziemniaczka i...
- ...!!!
- Ania? Co ci się stało?
- ...!!! - macham rękami.
- Pić?
- ... - wypiłam pół szklanki jednym haustem - Jezuuuu! Nie pomaga!
- Czekaj! - T. zawołała kelnera i zamówiła dla mnie co ekstra - Pij, powinno ulżyć.
Rzeczywiscie ulżyło. Na jeden kęs. Potem każdy kawałeczek ziemniaczka moczyłam w chutneyu i popijałam jogurtem z sokiem owocowym, który nazywa się "Lassi".
Kelner, przerażony chyba moją reakcją, przybiegł natychmiast i zaczął mnie przepraszać:
- Ale przecież to nie było oznaczone jako spicy - poskarżyłam się, bo póki co czułam tylko wypalone do korzonków kubki smakowe.
- Bo to nie było spicy - zaprotestował skonsternowany kelner - Ale powinienem ostrzec, tak wiem, powinienem, przepraszam... proszę umoczyć w chutneyu. Lepsze? Prawda, że lepsze? Nie takie ostre?
Jadłam tutaj już tak dziwne rzeczy, że , jesli nie będę mieć sensacji po tych przeklętych diabolo ziemniaczkach, chyba będę w stanie spróbować już wszystkiego.
Diabolo potato
Autor:
Anna Radzikowska
niedziela, 9 października 2011
3 komentarze:
Kapsaicyna się niestety rozpuszcza w wodzie, za to dobrze w alkoholu i w tłuszczach.
Chyba że się uodpornisz po jakimś czasie i bez zmrużenia oka będziesz połykać piri-piri z wasabi, zapijając tabasco ;-)
Kapsaicyna się niestety rozpuszcza w wodzie, za to dobrze w alkoholu i w tłuszczach.
Chyba że się uodpornisz po jakimś czasie i bez zmrużenia oka będziesz połykać piri-piri z wasabi, zapijając tabasco ;-)
Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, co to jest piri-piri :D Ale jeśli na co dzień prawie nie używa się soli, to potem takie niewinne przygody przyprawiają (nomen omen) o spory szok.
Prześlij komentarz