Dostałam wczoraj fikusa benjamina, bardzo ładne drzewko w doniczce, z którym paradowałam przez miasto i w środkach komunikacji miejskiej. Po drodze zawarłam znajomość z jedną panią w średnim wieku i jedną panią w wieku podeszłym i wywołałam poruszenie na poczcie. Przy dźwiękach soundtracku z "Amelii" dotarłam do mieszkania, postawiłam roślinkę na pralce w łazience i zamknęłam drzwi na głucho. Przez pół nocy zastanawiałam się, gdzie postawić fikusa, by go Kota nie dopadła, nie obgryzła i się nie struła. Wydaje mi się, że najlepszym miejscem jest parapet za oknem, ale jest dość zimno.
Z bólem serca umieściłam donicę na półeczce nad łóżkiem. Werbena już tam była...
Luby zmierzył ją Wszystko-Wiedzącym-Spojrzeniem, potem mnie spojrzeniem: "O, Boże, kobieto..." i stwierdził:
- Kochanie, samobójstwo można popełnić na wiele sposobów. Ciekawe, kiedy mi donica wyląduje na donicy.
Roślinka nie ma jeszcze imienia, na razie jest nazywana "Fikusem" albo "Moim kwiatuskiem" (pamiętam, że w środku nocy, gdy Luby wrócił z pracy, jęknęłam pełnym żałości głosem: "Nie daj jej zjeść mojego kwiatkaaa...").
Fikus czy fiskus?
Autor:
Anna Radzikowska
czwartek, 17 lipca 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz