My, Ona i On wybraliśmy się na Jej urodzinowy obiad. Zupełnie przypadkiem, ale tak wyszło.
Na koniec obiadu On wziął rachunek, wyjął długopis i z zacięciem godnym lepszej sprawy zaczął zakreślać kółkiem Ich zamówienia.
Luby spojrzał na Niego z uśmiechem starszego brata:
- To jakiś kolos? - spytał z troską.
- Z matematyki? - spytałam z nie mniejszą troską ja.
- Hmm...? - On podniósł głowę.
- Kochanie, no nie rób z siebie debila - stwierdziła Ona z wyrzutem.
Ach te pieszczotliwe określenia dwójki zakochanych. Skąd ja je znam?
Westchnienia i szepty bezwstydne
Autor:
Anna Radzikowska
sobota, 28 czerwca 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz