Dziś się broniłam. Tak, mam już tytuł M(inister)G(iertych)R(oman). Robiłam w związku z tym od rana dużo głupich rzeczy, ale pomińmy to milczeniem.
Kilka kwiatków z obrony:
(1)- Proszę omówić, w jakich okolicznościach doszło do ukonstytuowania się elekcji w Polsce.
- Otóż, gdy mieli się narodzić synowie Jagiełły...
- Jak to mieli, Pani Aniu! Kiedy się narodzili! Przecież wtedy nie było USG.
(2)- To bardzo proszę teraz powiedzieć mi, jaka to słynna księga średniowieczna znajduje się na moim krawacie? (Faktycznie, mój recenzent miał krawat zapisany minuskułą insularną).
- Nie mam pojęcia, Panie Dyrektorze. Nigdy dotychczas nie zgłębiałam zawartości Pańskiego krawata. (W tle rechot mojego promotora).
(3)I moje ulubione pytanie:
- Bardzo proszę ustosunkować się do metod komputerowych wykorzystanych przez Jasińskiego. (W tym momencie nastąpił obrazowy opad szczęki w moim wykonaniu. Przydała się nabyta na studiach umiejętność improwizacji).
Gdy wracaliśmy z Lubym, mijaliśmy leżącego na chodniku, przywiązanego słodkiego, wielkiego Psiula.
- O, jaki śliczny, jaki psiul... - zaczęłam się rozpływać.
- Tylko dlaczego leży uwiązany pod "Chińczykiem"? - zaniepokoił się Luby.
Pies u Chińczyka
Autor:
Anna Radzikowska
czwartek, 12 czerwca 2008
0 komentarze:
Prześlij komentarz