Dziś, wracając z lokalu, dostrzegliśmy pługopiaskarkę, która radośnie jechała w kierunku centrum.
- Hmm... co ona tu robi? - zdziwił się Luby - Przecież nie ma śniegu.
- Może przygotowuje się na jutro. Podobno ma padać. Pewnie będzie tak jeździć całą noc na wszelki wypadek.
- Choć raz to drogowcy zaskoczą zimę!
Zimę z zaskoczenia
WoWowskie historyjki
- Kochanie! Przecież to niemożliwe, żeby u gnomów dało się koksać reko tylko przez oddawanie runecloth! A jeszcze miałam taki okropny sen! Śniło mi się, że mi skasowało całą reputację, bo mnie zapytali, czy wolę margarynę czy masło, a ja powiedziałam, że margarynę!
Luby padł ze śmiechu.
*****
Wracamy ze sklepu, starając się pociąganiem nosem utrzymać go na miejscu (- 18 stopni + zacinający wiatr). Idę i sarkam.
- Kochanie, robisz się agresywna - stwierdza spokojnie Luby.
- Ja? Ja się robię agresywna? To pogoda jest agresywna. I wiatr!
- A czy to jego wina, że specjalizujesz się w magii ognia? Lód też jest bardzo dobry.
- Aha...
- Bo lód służy do kontroli tłumu. Popatrz na ulicę - jest lód, nie ma tłumu!
Sponsor
-Przekażcie sobie znak pokoju! - zagrzmiał ksiądz.
- Pax tecum - odwróciłam się do Lubego - Frater - dodałam.
- Pax tecum, soror - odpowiedział nieco zdziwiony - Sponsa.
- Hmm... jak jest mąż? Sponsor?
Tak naprawdę "sponsa" to narzeczona. Żona - uxor, a mąż - vir/maritus.
Billy Wilder
"Jaki ten świat mały!", chce się krzyknąć, gdy ni z tego, ni z owego spotykamy w najmniej oczekiwanym miejscu ludzi, których najmniej byśmy się tam spodziewali.
Szukałam dziś (w ramach przygotowań do zrobienia z KT kawiarni slowfoodowej) przepisów na desery/ciasta małopolskie. Kiepsko poszło, więc za namową Lubego zwróciłam się w stronę Żywca. Nieco lepiej, ale ciągle nie to. Zatem może CK? No! Trafiłam od razu na piszingera, zapoznałam się z historią austriackiego cukiernika, sprawdziłam przepis, a na jednym z blogów znalazłam taką oto notkę:
"Czy wiecie, że najsłynniejszy „pischinger” był robiony w Suchej Beskidzkiej przez małżeństwo Wilderów, którzy mieli własną cukiernię na stacji w tej właśnie miejscowości? Wszyscy podróżni, którzy przejeżdżali przez tę miejscowość korzystali z postoju pociągu, aby zakupić te i inne wyroby znanych cukierników. Państwo Wilderowie mieli syna, który również pomagał im w cukierni. Syn nosił imię Billy. Billy Wilder."
(Z bloga "Okiem Jadwigi", wpis z 6 stycznia 2010 r.)
- No chyba sobie jaja robisz! - parsknął Luby, gdy mu to przeczytałam. Sama, nie do końca wierząc, otworzyłam Wiki i...
"Billy Wilder wł. Samuel Wilder (ur. 22 czerwca 1906 w Suchej Beskidzkiej, zm. 27 marca 2002 w Hollywood) - amerykański scenarzysta, reżyser, producent żydowskiego pochodzenia, autor m.in. Pół żartem, pół serio, Bulwaru Zachodzącego Słońca. Urodził się w Suchej Beskidzkiej, gdzie jego rodzice prowadzili restaurację dworcową."
(Cytat za Wiki: Billy Wilder)
No i proszę! A ja z Suchą Beskidzką to prawie przez miedzę jestem!
Stukostrachy
- Kochanie, ja się boję i nie oglądam dalej - stwierdziłam po obejrzeniu połowy filmu "Langoliery" - Na pewno będę miała w nocy koszmary.
- Jakie znowu koszmary? - westchnął Luby z rezygnacją.
- Że Langoliery przyjdą i mnie pożrą! Jak tylko zasnę, zjedzą moją przeszłość.
- Kochanie, mamy koty - wyjaśnił Luby cierpliwie - Koty zjedzą wszystkie Langoliery, nie masz się czego obawiać.
Swoją drogą ten film jest tak obskurnie niskobudżetowy i ma taki fajny oldschoolowy klimacik, że nie jestem w stanie go nie lubić w jakiś sposób. A i tak miałam koszmary, mimo że nie obejrzałam do końca.
Kot nakolankowy
Wczoraj nastąpił kolejny krok w socjalizacji naszego czarnucha. Jak już wspominałam pewnie wielokrotnie, Piołuno był kociakiem absolutnie spanikowanym, nie dawał się dotknąć, a wychodził tylko na karmienie. Pierwsza próba pogłaskania zakończona sukcesem miała miejsce w lipcu, o czym pisałam z wielką dumą. Od tego czasu Młodzian bardzo się ośmielił, stał się sępem miłości i co wieczór domaga się myziania przed snem.
Wczoraj po raz pierwszy przyszedł na kolanka. I nie mówię o czymś, co uprawiał od jakiegoś czasu, czyli: "O, wskoczyłem! Aaa! co ja robię, jestem u kleksa na kolanach! Olaboga, trzeba uciekać!". Nie, wdrapał się na kolana Lubego, umościł wygodnie i mruczeniem domagał głaskania. Byliśmy zaskoczeni i szczęśliwi. Ot, małe domowe radości. Może kiedyś da się wziąć na ręce?
Nowa pozycja w menu
Po długiej jeździe w korkach utknęliśmy na Nowohuckiej (Kto ma nieprzyjemność jeździć tam w okolicach wieczornych, to wie, o czym mówię).
- A po powrocie do domu należy mi się duża kawa - sapnął Luby.
- Dobrze, kochanie - zgodziłam się potulnie.
- I ziemniaczek.
- Ziemniaczek?! Po co ci ziemnia... aaa! - przypomniałam sobie - Ten z lodówki!*
- Nie, kartofel!Kawa z kartoflem i smażonym boczkiem.
* Ziemniaczki z naszej lodówki to oczywiście kulki ze śmieciowego ciasta, rodzynek i alkohooolu!
Slogan
Wieczorny rytuał przed pójściem spać przedstawia się następująco:
1. Myjemy zęby - Werbena czeka w pościeli
2. Próbujemy się dostać do łóżka - Werbena nie daje się przegonić
3. Jesteśmy z łóżku - Piołun zaczyna nas atakować swoją miłością
4. Próbujemy zagrać sesyjkę - oba Koty nas atakują (swoją miłością rzecz jasna)
Wczoraj, bawiąc się z Kotami, usłyszeliśmy trzask, a potem łóżko się obsunęło.
- Kochanie, zapadam się - stwierdziłam złowieszczo.
- Ziemia zadrżała - dodał Luby.
- To nie orgazm, to Ikea.
Kto zna, to będzie współczuł
Ulica Ruczaj - 1
"Umbrella" The Baseballs - 3
"Hot'n'Cold" The Baseballs - 1
Chodnika przy ulicy - 100 m
Odśnieżonego chodnika - 3 m
Odśnieżonej ulicy - 0 m
Samochodów - ze 40
Prób łapania równowagi - 6
Upadków - 1
Obitych kolan - 1
Obitych bioder - 1
Obitych łokci - 1
Ilości śniegu - tony
Zdrowia psychicznego - ciągle jeszcze chyba 100%
A w domu okazało się, że nie mogę znaleźć książki z przepisami i całe zdrowie psychiczne szlag trafił. Jak można zgubić książkę TAKICH gabarytów?!
Nie ma, nie ma kasy w NFZecie
Dziś dzień w samochodzie. Cały cholerny dzień jeździliśmy po Krakowie od samiuśkiego rana. A co się nasłuchałam radia, to moje. Dowiedziałam się na ten przykład, że we Włoszech rodzice jakiegoś dziecka chcą pozwać lekarzy, że założyli rzeczonemu dziecku gips na zdrową rękę. Podobno ma się już niedługo zebrać specjalna komisja lekarska wagi państwowej, która zadecyduje o wysokości odszkodowania.
- Kochanie, to zrobimy tak - wymyślił Luby - Pojedziemy na pogotowie, powiemy, że mnie ręka boli, oni założą gips, a potem ich pozwiemy i będzie kasa na kawiarnię.
- Kotku, ale w Polsce nie dostaniesz gipsu nawet na złamaną rękę. Założę się, że NFZ-owi już dawno skończył się pieniądze na takie drobiazgi.