Ostatnie półtora tygodnia obfitowało w taką ilość kurestwa, grabieży i sromoty (cytując Annę Brzezińską), że kompletnie opadł ze mnie jakikolwiek zapał do pisania, nie mówiąc już o wenie twórczej. Miałam ochotę pójść spać i obudzić się w styczniu, gdy wszystko będzie gotowe, piękne, wypucowane i pozbawione tych wszystkich doprowadzających mnie do szewskiej pasji ludzi. Po prostu niech się odwalą ode mnie i już!
Jak coś chce się robić, to nigdy nie będzie łatwo. Nigdy nie wygram w totka, nie przyjedzie do mnie wujek z Ameryki i nie sypnie dolarami. Nie, muszę się zacharować do upadłego, a dopiero wtedy będę mogła się cieszyć tym, na co zapracowałam. A na dodatek będę jeszcze musiała znaleźć siłę, żeby się cieszyć.
Dlatego w obecnej sytuacji pokazuję całemu światu soczysty środkowy palec, nucąc pod nosem: "Always look on the brigth side of life".
Ciągle pod górkę
Autor:
Anna Radzikowska
środa, 16 września 2009
0 komentarze:
Prześlij komentarz