Pod znakiem czekania

W czasie obiadu słucham rozmowy na temat przyrządzania tarty. Po opisie składników i metody wykonania...
- Bo wiecie, najgorsze to jest czekanie. Bo sama praca nie zajmuje długo, ale to czekanie.
- No tak, czekanie jest najgorsze.
- Bo samo robienie to 15 minut zajmuje.
- Wow! Niesamowite!
- No, ale potem trzeba czekać.
- Ale za to jakie jedzenie masz! Takie wykwintne i wyjątkowe. Ale to trzeba talent mieć.
- No co wy... to się łatwo robi, tylko trzeba czekać długo.
Wyszłam.

3 komentarze:

Olga Cecylia 29 listopada 2011 20:32  

Krótko mówiąc, jak to mówią Ślązacy, "nie szczymałaś"?

Anna Radzikowska 7 grudnia 2011 17:55  

Nie "szczymałam". A i obiad mi się litościwie skończył.
Choć z drugiej strony to dość ciekawe zjawisko, takie rozmowy przy stole.
Dziś na ten przykład byłam świadkiem 10-minutowej dysputy, czy obrączkę się ściąga po powrocie do domu, czy nie (argumentacja: "Bo ja ściągam", "A ja nie", "Ale jak to nie? Przecież ja ściągam").

Olga Cecylia 8 grudnia 2011 15:50  

Ludzkie myślenie nie przestanie mnie chyba już nigdy zadziwiać... (A ja nie ściągam!)