Jedna wielka rodzina

Ponieważ do pałacu w Mysore podeszłyśmy od dupy strony, potrzebowałyśmy przebyć pół obwodu ogrodzenia, aby dostać się do wejścia (obwód - ok. 2 km). Postanowili to oczywiście wykorzystać tuktukerzy (zwani także rikszarzami, choć tuktuk z rikszą ma niewiele wspólnego*) i ścigali nas przez dobre 300 metrów, zanim dotarło do nich, że wolimy iść na nogach**. W pewnym momencie jednak metody perswazji były dość zaskakujące, wliczając w to:
- Siooostrooo!
oraz:
- Wyjdziesz za mnie?!


Tuktuki w Mysore

Przy kasie oczywiście znów spotkała nas dyskryminacja: Indians 17 rupii, foreigners 200 rupii.
- Ale jakiś Hindus właśnie nazwał mnie siostrą! - próbowałam wytargować zniżkę. Urzędas nie dał się przekonać.


Tuktuki w Bangalore - w pełnej okazałości

* tuktuk to takie urządzenie (prawdopodobnie) na beznynę; przez Polaków używane jako synonim rikszy podobnie jak sari był synonimem salwaru (od czego codziennie bolały mnie zęby)
** po galicyjsku, a co?!

3 komentarze:

Olga Cecylia 8 listopada 2011 13:40  

Salwar to przecież spodnie, jak to można pomylić? o.O

Anna Radzikowska 8 listopada 2011 15:37  

Moi Hindusi na całość mówią "salwar". A spotkałam się też, że nazywali spodnie "panties", a tunikę "salwar". Na szczęście "dupatta" to wszędzie "dupatta" :D
A co do mylenia... nie potrafię tego wyjaśnić. Jak delikatnie przypominałam, że sari to jednak coś innego, to mnie zbywano machnięciem ręką i standardowym "czepiasz się" ^^

Olga Cecylia 10 listopada 2011 23:03  

Może ten salwar jest taki nie do pojęcia jak dla Polaków różnica między spódnicą a sukienką :-D I podobno porem a selerem.